Poranny prysznic dodaje mi tylko energii, potem śniadanie - wcale nie takie już lekkie, odważyłam się bowiem na kanapkę z szynką i ciemnymi oliwkami... no i do tego herbata z rumianku, wyłącznie dla uspokojenia sumienia ;)
Po całym kroplówkowo - zastrzykowym obrządku wskakuję do łóżka, by oddać się lekturze ostatnich rozdziałów książki, którą będę chciała przekazać od razu Dominikowi, gdy tylko przyjedzie.. a z tego, co wiem... to jest już w drodze! :) i to jest prawdziwy powód mojego szczęścia w dniu dzisiejszym...
Nareszcie zjawia się w drzwiach! Wnosi te wszystkie pakunki, wody mineralne, czyste ubrania i rzecz jasna - jedzenie :) Chodzi tak na trzy kursy do samochodu, a mi serce rośnie gdy tak na niego patrzę, jak się uroczo krząta :) Jeszcze tylko jedna, ostatnia kroplówka kończy swe kapanie i ... jestem uwolniona! Teraz możemy zjeść z mężem obiad we dwoje ;) Stawiam mu spaghetii z colą i jest naprawdę cudownie :))
Taka wizyta smakuje troszkę jak zakazany owoc, gdyż na drzwiach od wtorku niezmiennie wisi kartka zakazująca wchodzenie do sali kogokolwiek obcego, poza personelem, a tu... taki wyjątek :) Celebrujemy więc te wspólne chwile trzymając się za rękę, a mój pomysłowy mąż - wynalazca świetnie radzi sobie nawet w ekstremalnych sytuacjach ;)
słomka może niezbyt widoczna, ale okazała się bardzo pomocna :)
A potem znów przychodzi ten moment, w którym musimy powiedzieć sobie "do następnego".. nie wiedząc nigdy, kiedy ten następny raz nastąpi...
Gdy Dominik wychodzi, przeglądam wszystkie nowe filmy i zdjęcia z dziewczynkami. Upajam się tym widokiem jeszcze długo w noc.. One tak rosną, zwłaszcza Ala, po której widać każdą zmianę i każdą nową umiejętność.. jest taka mądra! Albo Hania... iskra boża :)
Późnym wieczorem przywożą mi drugą porcję osocza i tak spędzam czas, podpięta do żółtego worka, rozmawiając przez telefon z Dominikiem, z którym wciąż jeszcze nie mogę się mentalnie rozstać... Podsłuchuję troszkę imprezę urodzinową u cioci Pati, na którą właśnie wszedł.. Słyszę też głos Hani, która od pierwszych chwil, gdy tylko go widzi, mówi: "Tatusiu, tęskniłam dziś za Tobą, wiesz?..."
Słysząc takie słowa, za każdym razem czuję, jak wielkie to dla niej poświęcenie, "oddać tatusia" na jeden dzień, żeby mógł się ze mną zobaczyć... Za każdym razem mam te niezmienne wyrzuty sumienia, że kiedy ja jestem szczęśliwa - ona chodzi smutna... I za każdym razem, kiedy Dominik ode mnie odjeżdża, poniekąd cieszę się, że wreszcie do niej wróci i zobaczy na jej twarzy ten piękny, acz stęskniony uśmiech...
I tylko Bóg jeden wie, co w swoim serduszku nosi takie małe dziecko... Ja Bogu dziś dziękuję za wielki dar, który do mnie przyjechał i swoją obecnością uświęcił ten szpitalny, zwykły dzień... Za obfitość łaski dobrego samopoczucia... Mam Mu tyle do powiedzenia... ale nie będę Go już dłużej zagadywać... Sen skutecznie odbiera mi tę możliwość...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz