wtorek, 29 października 2013

Jest Ela i jest impreza!

"Dzień dobry laseczki!" - powitał nas przyjazny głos pani Krysi, która już od progu zarażała swym entuzjazmem... "Wiecie, jak na dworze jest ładnie... a jaki wiatr się zrywa, ale nie jest zimno... Jak szłam do Was to było całkiem przyjemnie, tylko te liście wszędzie fruwają, człowiek gdzie się nie obróci to te liście na twarz spadają, ale tak to jest super!"...;) Nie było rady... Wobec takiej ilości informacji  - wypowiadanych z prędkością i jakością nie byle jakiej stacji radiowej - trzeba było podnieść swe zaspane jeszcze ciało i stanąć wreszcie na nogi... Rozpoczynam więc ten wtorek, wierząc, że będzie to naprawdę dobry dzień!

Narzucam na siebie bluzę i wraz z panią Ewą wychodzimy na korytarz, by w tym czasie nasza sala przewietrzyła się, doprowadziła do porządku za sprawą magicznych rączek pani Krysi i jej niezniszczalnej ekipy środków czyszczących, oraz naświetliła lampami bakteriobójczymi... Trwa to zazwyczaj kwadrans każdego dnia...

Zajmując dogodne miejsca tuż przy samych oknach, wraz z panią Ewą podglądamy wczesno-szpitalne życie przed godziną ósmą... "Ty, zobacz, jak ona śmiesznie zaparkowała" - słyszę z ust przejętej sąsiadki... "Gdyby podjechała jeszcze kawałek do przodu, zostawiłaby miejsce innym, a tak, już tu nikt więcej nie stanie..."... - z lekkim uśmiechem daję się ponieść tej zabawnej sytuacji rodem z ukrytej kamery...

"Typowa baba!" - dorzucam celowo do pieca i z niecierpliwością czekam rozwoju dalszej rozmowy... Pani Ewa to urodzony kierowca.. Dwa razy nawet dostała mandat za prędkość, przyznaje z pewną dumą w głosie... "A raz nawet bez dokumentów jechałam"... kontynuuje z wielkim entuzjazmem...;)

Po chwili dzwoni telefon. To Dominik! Jak miło słyszeć jego spokojny głos. Brzmi bardzo obiecująco i rześko. Cieszy mnie tym niezmiernie. Jest wyspany i z pozytywnym zapasem nowej energii, jakby wczorajszy dzień nie istniał :) Wyszedł właśnie na chwilkę do sklepu i zaraz wraca by zrobić w domu śniadanie :)

A u nas od rana - wszystko po staremu, z tym, że na śniadanie gościł u mnie żółty ser i to z nielegalnym w tej strefie pomidorem :) Po śniadaniu kroplówki, zastrzyki - chyba powoli dojrzewam do decyzji o samodzielnym ich wykonywaniu, ale jeszcze nie dziś... Pielęgniarka chętnie służy instruktażem, co myślę wkrótce uskutecznię, bo i po co mają zaglądać w moje sekretne tłuszczykowe rejony ;)

Jeszcze tylko gimnastyka - dziś do zestawu podstawowego dodajemy kilka ćwiczeń w pozycji stojącej (!) na dekolt i talię i tym sposobem wprowadzamy w życie program premium ;) którego nie powstydziłby się niejeden klub fitness ;)

W porze obiadowej dostaję sms-a: "Kochana, która jesteś sala? i blok A, B, czy C?" ... JEST! przyjechała tu... dotarła nawet na miejsce i za chwilę pobiegnę ją wybawić z tego szpitalnego labiryntu...

Na korytarzu staje Ela. Ta dziewczyna ze szpitala w Zielonej Górze, z którą się przyjmowałam i z którą dzieliłam losy na hematologii pod 117. Przyjechała tu na konsultację medyczną do mojej pani doktor D., bo mamy wspólny plan na życie - aby razem wyzdrowieć!

Zdobyłam dla niej wszelkie potrzebne namiary, a ona umówiła się z panią doktor w poradni i zrobiła ten pierwszy a zarazem milowy krok w kierunku swojego leczenia razem ze mną we Wrocławiu. Mamy zamiar wspólnie okupować salę 17 zaraz po tym, jak moja pani Ewa za około 1,5 tygodnia opuści szpitalne mury i wróci w swe domowe pielesze.

Póki co stawiam Eli porządny obiad! Jest dzisiaj moim specjalnym gościem, zasługuje więc na coś extra niż zwykle, szpitalne jadło. W lodowce mam jeszcze trochę zapasów domowego lecza.. Podgrzewam więc je z ciemnym makaronem w mikrofali i dołączając do tego butelkę coca-coli light, których mam tu pod dostatkiem, urządzam Eli ciepły, domowy poczęstunek :)

Siedzimy więc sobie w cudownej atmosferze, pałaszując leczo i wspominamy całkiem niedawne czasy, choć tak bardzo odległe, jeśli chodzi o etapy naszego leczenia... Moje jest już w toku, jej... to kwestia najbliższej przyszłości...


Do spotkania wkrótce dołącza nieoczekiwanie Marcin.Wspólne chwile umila mieszanka studencka i niesamowite nastroje, które teraz panują :) Absolutnie cudowne spotkanie! Niestety czas nieubłaganie leci i Ela musi już wyjść, żeby zdążyć na spotkanie z panią doktor w poradni na dachu galerii Dominikańskiej... 

Trzymam mocno za nią kciuki! Wiele obiecujemy sobie po tym spotkaniu... Mam nadzieję, że pani doktor nas nie zawiedzie:)

A u mnie kolacja i wieczorne rozmowy telefoniczne z przyjaciółmi. Wspaniali są ci moi przyjaciele.. Miło było usłyszeć głos Ani i Asi - dobre duszyczki troszczące się o mnie jak mało kto :* No i wreszcie telefon od Eli... Słyszę, że jest szczęśliwa! Wizyta się udała, pani doktor nie zawiodła... przeciwnie - stanęła na wysokości zadania i zobowiązała się dopilnować, by jak najszybciej przyjąć Elę tu, do szpitala, na oddział... i to pod 17-stkę :) Wszystko wstępnie nawet umówione...

I jak tu nie mówić o Bożej Opatrzności ? Jak tu nie mówić o troskliwej opiece Dobrego Boga, który wszystko z góry widzi i wie, czego nam najbardziej potrzeba... Ela jest już w dobrych rękach... Wreszcie trafiła na kogoś, kto zatroszczy się o nią i podejmie fachowego leczenia, a nie będzie tylko odsyłał od gabinetu do gabinetu...

Na zakończenie rozmawiam z Dominikiem.. Jego głos... taki radosny, pewny, że wszystko jest w jak najlepszym porządku...Dodaje mi jeszcze więcej mocy i wiary, w to, że... to był naprawdę dobry dzień :)

9 komentarzy:

  1. Z tym śniadaniem to trochę przesadziłaś ;p Twój mąż po prostu przyszedł do domu na śniadanie ;p;p;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Dorota, trzymamy kciuki za Ciebie abyś szybko wyzdrowiała i wróciła tu, gdzie Twoje miejsce. Do swoich dzieci, męża, do domu. Masz super rodzinę i przyjaciół :)
    A bloga pięknie prowadzisz, myślę że powinnaś później to wydać ;-)
    Trzymaj się dzielnie!
    Angelika

    OdpowiedzUsuń
  3. ...aaaa....ale masło kupił,to wazny element jajecznicy;)))

    OdpowiedzUsuń
  4. "Po chwili dzwoni telefon. To Dominik! Jak miło słyszeć jego spokojny głos. BRZMI BARDZO OBIECUJĄCO I RZEŚKO" hahahaha Kocham Twoje określenia, aż się zaczęłam zastanawiać, jaką obietnicą zabrzmiał tenże głos;)))) A tak poza tym to przestań wcinać te pomidory i mieszankę studencką - musiałabyś do Wiatraka na terapię odstawiająćą przyjechać;) Jak czegoś nie można jeść, to tego w ogóle w domu nie ma - koniec i kropka;) 3maj się ciepło Miszu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecujący głos, moja droga...może wskazywać na to, że...to będzie naprawdę dobry dzień ;) albo... że obiecuje po sobie, że będzie dziś się dobrze czuł ;)

      Nie zaprzestanę z pomidorami, bo uważam, że nie ma żadnej różnicy pomiędzy tymi, które serwowane są tutaj, przez szpital, a tymi, które ktoś przyniesie mi z zewnątrz. Każdorazowo sparzam je, obieram ze skóry i wmawiam sobie, że jest bezpieczny:) Tak więc będę je jadła, dopóki mi się tak będzie chciało! ;)))

      Orzeszki tez przecież legalnie mogę jeść... o co Ci chodzi? Są na mojej liście dopuszczalnych i zdrowych...

      Usuń
  5. No o nic mi nie chodzi przecież;) i mi się tu nie buntuj, no!;) Buziaki Krnąbrniaku Jeden!:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihi..nie buntuję się przecież, wiesz, że z natury jestem baaardzo spokojna ;)) Tylko buziek i uśmieszków nie powstawiałam do poprzedniego komentarza i wyszło tak sucho i szorstko - przepraszam...;)) A tak poza tym, to pomidory jeść nadal będę :*

      Usuń
    2. Wybaczam <3 Co do tej natury, to bym polemizowała;):*

      Usuń