piątek, 11 października 2013

12 godzin...

Piątek, 11 października, godzina 9:00 opuszczam szpital w Zielonej Górze i... jadę do domu.. Emocje mieszają się ze sobą, ręce drżą, a ja - choć przecież wracam do domu, to sama nie wiem jak to będzie...

Moja doktor prowadząca znalazła mi miejsce w klinice we Wrocławiu. Leczenie należy podjąć natychmiast, jednak rozumiejąc moją sytuację życiową i rodzinną, zgodziła się, abym na jeden dzień wróciła do domu, do dzieci... podładowała akumulatory, nabrała sił do dalszej drogi...

Wreszcie jestem! Dom pachnie domem, w progu wita nas ciocia Malwa z Hanią na rękach... idziemy do kuchni, Hania zaprasza mnie na śniadanie, które akurat wjechało na stół... Wspólnie jemy kanapki z ogórkiem, a ja czuję, że właśnie dzieje się coś absolutnie świętego... Patrzę w jej ogromne, niebieskie oczy i zapamiętuję te chwile, aby zapisały się na jak najdłużej...

Czas nie jest dzisiaj moim sprzymierzeńcem... przypomina mi o sobie, nie daje spokoju... zegarki łypią do mnie złowieszczo...a on bezlitośnie upływa...

Idę do dużego pokoju, w którym śpi moja Alunia... Śpi słodko w wózeczku, w swoim futerkowym kocyku... na jej widok...łzy, którym kazałam dzisiaj siedzieć głęboko i bardzo cicho - wypływają same, zalewają mnie, nie potrafię się opanować...

Wracam do Hani, ale jej już w kuchni nie ma... wyfrunęła, jak to Hania, jak mały wietrzyk, znudziło ją w końcu to śniadanie ;) Teraz Hania postanawia pójść na bal.. "Mamusiu, chodź ze mną na bal.." - prosi... "Ja będę księżniczką, a Ty będziesz moim mężem" -mówi do Dominika, a Dominik jej odpowiada: "Ale ja już mam żonę, mamusia jest moją żoną", na co Hania beztrosko stwierdza: "Przytulmy się wszyscy!!" i tak też się dzieje... Cała nasza trójka przytula się i jest cudownie...

Budzi się Alunia... biorę ją na ręce, przytulam, wącham... jej włoski, jej skóra, wszystko pachnie jak dawniej.. W końcu się uśmiecha, jak dawniej... jest taka pogodna... nieustannie :)

Hania łapie mnie za rękę i prowadzi do małego pokoju.... Tam każe otworzyć szafę w części sukienkowej, po czym wybiera najpiękniejszą suknię dla siebie i spódnicę dla mnie, do obowiązkowego, natychmiastowego ubrania:) Pomagam więc Hani ubrać się w jej, a następnie sama wsuwam swoją spódnicę :) Idziemy do dużego pokoju.. Hania podbiega do gitary, wręcza mi ją i mówi, żebym zagrała jej piosenkę o wielkim balu!...

No więc biorę gitarę do ręki i jak zwykle w takich momentach zaczynam wymyślać jakieś słowa do jakiejś melodii...:) Słowo do słowa i piosenka gotowa...

"Wielki bal, wielki bal
Wszyscy tańczą, wszyscy wraz
Wielki bal, wielki bal
Wszyscy tańczą, wszyscy wraz
Hania się kręci, kręci na pięcie
A tatuś ją obraca, bo taka jego praca
Hania się kręci, kręci na pięcie
A tatuś ją obraca, bo taka jego praca..."

Hania teraz tańczy rozpromieniona z Dominikiem trzymając go za ręce, obracając się na pięcie, a ja gram w kółko, wpadającą w ucho wesołą piosenkę. Absolutnie święty i piękny czas!...

Tego dnia Hania nie ucięła sobie drzemki w południe.. nie miała na to czasu.. Cały ten dzień upłynął na wspólnej zabawie, oglądaniu razem bajek, wchodzeniu na kolana i niechętnym z nich schodzeniu :) Alunia pozwoliła sobie nawet zasnąć na moich rękach, jak dawniej.. Wszystko miało ręce i nogi, we wszechświecie zapanował wreszcie ład i porządek :)

Wieczorna kąpiel Aluni, a potem Hani, była jak zupełnie nowe doświadczenie, wszystko było takie pierwsze i takie świeże... A potem czas zasypiania..  Wspólnie, jak dawniej klęknęliśmy do modlitwy rodzinnej. Nasza córeczka modliła się też za mamusię, aby wyzdrowiała... Tego wieczoru Hania zasypiając trzymała mnie za rękę.. nigdy wcześniej tego nie robiła.. Zasnęła tak słodko, a ja długo jeszcze wpatrywałam się w jej śpiącą, spokojną twarz. Kodowałam ten widok w swojej głowie, by wystarczył na jak najdłużej... Alunia po kąpieli i mleczku także zasnęła spokojnie i tak słodko... Obie dziewczynki już spały, podczas gdy ja z duszą na ramieniu rozpoczęłam pakowanie...

W sobotę rano przyjechali dziadkowie z Lisiej, aby zająć się Hanią, oraz przyszła babcia Grażynka do Aluni. W powietrzu wisiała ciężka i ciemna chmura naszego rozstania...  Naszykowałam Hani śniadanko i kakao do picia. Kanapeczki w kosteczkę, tak, jak lubi... Siedziałyśmy naprzeciwko siebie przy jej małym, zielonym stoliczku i wpatrywałyśmy się w siebie.. Zaczęłam rozmowę.. "Haniu, mamusia po śniadaniu będzie musiała znów pojechać do szpitala, bo jeszcze nie jest zdrowa, ale wrócę do Ciebie jak tylko mnie wyleczą, wrócę, bo bardzo Cię kocham.." na co Hania odepchnęła talerzyk z kanapkami i wybiegając do małego pokoju powiedziała "Hania nie chce już śniadania!"

W małym pokoju, zaraz po tym zdarzeniu, znalazł ją Dominik jak leżała na łóżku i mówiła "Hania jest smutna..." "Dlaczego jesteś smutna córeczko?" - zapytał, ale odpowiedź, którą usłyszał była już tylko wymijająca.. Nasza córeczka podeszła teraz do szafy i znów wybrała sobie piękną sukienkę... tym razem w wisienki. Wróciła do dużego pokoju i z wielkim entuzjazmem zaproponowała: "Mamusiu, zagraj piosenkę Wielki Bal"..

Wiedziałam, że nie mieliśmy już na to czasu, dlatego w pierwszej chwili z bólem w sercu, odmówiłam jej, zerkając ukradkiem na zegarek.. Jednak gdy tylko Hania zaczęła się smucić, a w rezultacie płakać - bez większego zastanowienia chwyciłam za gitarę i zupełnie bezproblemowo odtworzyłam wymyśloną wczoraj piosenkę ...

"...Wielki bal, wielki bal, wszyscy tańczą, wszyscy wraz..." Hania w swoim żywiole, fruwała szczęśliwa z tatusiem za ręce... jednak jej oczy nie promieniały tak, jak wczoraj.. teraz były smutne i zamyślone... A gdy muzyka umilkła, Hania bez jakichkolwiek namów na dalsze muzykowanie (co zawsze ma miejsce, bo zawsze czuje wielki niedosyt tańca), wdrapała się na swoje stanowisko do oglądania bajek i... poprosiła o włączenie swojej ulubionej...

Wtedy wybiła godzina zero, gotowi do wyjazdu zaczęliśmy przenosić moje pakunki do przedpokoju. Alunia beztrosko kołysana w ramionach babci, Hania przed ekranem monitora radziła sobie ze swoimi emocjami doskonale... Podeszłam do niej.. Nie oderwała nawet oczu od bajki.. Zaczęłam spokojnym głosem mówić.. "Haniu, mamusia teraz wyjeżdża do szpitala.." usłyszałam ciche "Yhmm" kontynuowałam więc, choć głos drżał mi i łamał się... ."...mamusia teraz wyjeżdża, ale wróci do Ciebie, jak tylko mnie wyleczą. Będziesz mogła do mnie dzwonić, kiedy tylko będziesz chciała. Kocham Cię córeczko, pamiętaj, wrócę do Ciebie..." i znów bez odrywania tych swoich smutnych oczu od monitora, usłyszałam ciche "Yhmm"...

Podeszłam do Ali.. zdążyła pięknie zasnąć bujana przez babcię. Nie zdołałam wprawdzie sklecić tak długiego zdania jak do Hani, ale również zapewniłam ją o moim powrocie do niej i o wielkiej miłości, jaką ją darzę.. Tak pięknie spała i tak ślicznie pachniała...

Wyszliśmy.. a potem przez 2 godziny jazdy do Wrocławia łzy spływały strumieniami na moją kurtkę, spodnie, wpadały do kawy i moczyły wokół wszystko... Pół godziny po wyjeździe, dostaliśmy telefon z domu, że Hania jest z dziadkami w drodze na basen... To świetna wiadomość! - pomyśleliśmy.. ale kto na to wpadł, kto był pomysłodawcą?

Okazało się, że zaraz po naszym wyjściu z domu Hania rozpłakała się i powiedziała "Chcę do mamy!!" - i kiedy dziadkowie uspokoili ją i wytłumaczyli gdzie i po co musiałam wyjechać, Hania automatycznie powiedziała "Chcę jechać na basen!".. dokładnie wiedziała, że to pomoże skierować jej myśli na inne tory, ukoi ból i zredukuje tęsknotę... przecież uwielbia jeździć na basen... bystra jest i doskonale wiedziała o co poprosić...

Całą drogę zmagaliśmy się z mgłą.. gęstszą i rzadszą i ogólnie kiepskimi warunkami na drodze... Tego dnia, po obudzeniu i ogólnie przez cały dzień czułam się fizycznie bardzo sprawnie. Kompletnie nic mi nie dolegało.. bóle stawów dawno odeszły w niepamięć, osłabienie i zawroty głowy nie miały już miejsca...czułam się zupełnie zdrowa.. zupełnie nie rozumiejąc po co mam tam jechać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz