niedziela, 20 października 2013

Słowo na niedzielę ;)

Niedzielny poranek to u mnie przede wszystkim przygotowanie do mszy świętej, która odbywa się na oddziale ginekologicznym o godzinie 9:00. Dziś pani Krysi nie było w pracy, wyznaczyła więc "swoją zastępczynię" (równie uroczą panią salową), aby przyszła po mnie i zaprowadziła do kaplicy, cobym się ewentualnie nie pogubiła...(tak dba o mnie moja pani Krysia - perełka :))

Wyszłyśmy więc obie na Eucharystię, a po powrocie zostałam przywołana przez pielęgniarkę słowami: "O! wróciła nasza zguba..." Jej głos nie wróżył nic dobrego, czułam przez skórę, że zaraz będzie się coś działo i... nie myliłam się ;)

Na korytarz wyszła druga pielęgniarka i teraz już tworzyły naprawdę mocny front.. Stałam więc przed nimi jak przyłapany na gorącym uczynku wagarowicz i cierpliwie zbierałam wszelkie upominania, nagany, reprymendy, pouczenia, moralizowania i kazania (jakby w kaplicy mi było mało ;)) o tym, jak to nieodpowiedzialnie postąpiłam..

Fakt jest faktem... nikomu nie zgłosiłam swojego wyjścia poza oddział, a jedynie wspomniałam pani Ewie, że zmykam na godzinkę, na mszę no i wyszłam... Tak oczywistym uznałam za fakt iż MAM POTRZEBĘ skorzystania z mszy świętej i wszyscy pewnie o tym doskonale wiedzą i to już od bardzo dawna, że mówić o tym chyba nikomu nie muszę...;)

Mój błąd, przeoczenie, niedopatrzenie, mea culpa.. przyznałam się więc od razu pielęgniarkom do "winy", zatrzepotałam swymi nieumalowanymi rzęsami w geście pojednania, przeprosiłam i uznałam sprawę za zamkniętą, jednak umocnione mym wyznaniem piguły nie odpuszczały i w dalszym ciągu wylewały z siebie na przemian potoki słów, które układały w hipotetyczne scenariusze zdarzeń, które mogłyby mi się przytrafić, gdybym np. zasłabła...;)

"Ech..." - myślę sobie... "Ja to wiem - a one muszą to powiedzieć...", niech więc sobie pogadają, a ja już i tak umocniona po mszy świętej - posłucham sobie tych przemiłych pań z wielkim pokojem w sercu, a potem wrócę do sali i sprawę uznamy za niebyłą...

Jednak pośród wielu wypowiadanych przez pielęgniarki zdań, którym mniej lub bardziej przysłuchiwałam się uważnie, wychwyciłam jedno bardzo znamienne: "To był Twój ostatni raz, kiedy wyszłaś do kaplicy, pośród ludzi..."

Ach to o to chodziło... zarazki... wszechobecne bakterie, o których tak namiętnie lubiła opowiadać pani NIEpozytywna... to one tak naprawdę stanowiły dla mnie największe zagrożenie... No tak... gdzież trędowaci między zdrowych się pchają...

To zabrzmiało jak kolejny wyrok, poczułam się jak pierwsi prześladowani Chrześcijanie, którym zabrania się wyrażania publicznie swej wiary... Na szczęście pozostaje mi jeszcze opcja odwiedzających nas księży z Najświętszym Sakramentem, co będzie mi musiało po prostu wystarczyć...

Wracam do sali, gdzie czeka mnie standardowo kroplówka, zastrzyk, tabletki...dziś doszła jeszcze jakaś nowa, niebieska z granulkami w środku.. to potas... a ja naiwnie myślałam, że słodka oranżadka do rozpuszczenia w szklance wody ;)


Mój poranek a potem przedpołudnie spędziłam na odbieraniu cudownych zdjęć od Dominika, przedstawiających bawiące się razem dziewczynki, to na macie edukacyjnej, to Alunię trzymającą w rączce (!) gryzaczek, to Hanię zbierającą przed kościołem dla mnie stokrotki...

Lubię patrzeć na ich twarze... takie zadowolone i rozpromienione, skupione na tych małych stokrotkach, albo dumne z tego, że coś zrobiły same... Powiększam sobie wszystkie te obrazy, aby nie ominął mnie żaden detal, żaden deseń na rajstopkach... Ależ to są pięknotki!

Później godzina 15:00, czas koronki... Wychodzę wcześniej do pokoju pielęgniarek i uczciwie zgłaszam swoje zamierzone opuszczenie sali szpitalnej, celem udania się na pierwsze piętro i spędzenia tam najbliższych 3 godzin na rozmowach telefonicznych z przyjaciółmi ;) gdyż tak się umówiłam!

Nie miały wyjścia... musiały się zgodzić! Wobec tak misternie zaplanowanej akcji, podłączonych słuchawek, różańca w ręku, zapytały tylko, czy tam na górze nie będzie mi za zimno i dały swoje błogosławieństwo ;)

O 15:30 miał się rozpocząć nasz Krąg. Comiesięczne spotkanie grupy 5 małżeństw z księdzem przewodnikiem na czele... Wszyscy czekali już zgromadzeni przy stole u Kasi i Jarka w Zielonej Górze i ja - siedząca na pierwszym piętrze szpitala klinicznego, oddziału hematologii, nowotworów krwi i transplantacji szpiku we Wrocławiu, gotowa do transmisji... Widoki miałam nieziemskie ...




Zadzwonił telefon, Dominik ustawił mnie na głośnik, sprawdziliśmy połączenie i usłyszałam znajome, cudowne głosy, które witały się ze mną i cieszyły z rozmowy przy beztroskich brzdękach filiżanek z kawą i radosnego gwaru stukających po deserowych talerzykach łyżeczek...

To była prawdziwa uczta duchowa! Wysłuchałam konferencji księdza, a potem wszystkich po kolei, chcących podzielić się swoim doświadczeniem przeżywania tej naszej wspólnej sytuacji, w której postawił nas Pan Bóg... Dziękuję Wam Kochani za tyyyyle ciepłych słów! Jesteście niesamowici i bardzo silni, tacy umocnieni, pozytywnie naładowani, zapaleni do walki o Wasz czas na modlitwę... super! Tak właśnie ma być, tak to ma działać, a widzę, że już działa... Działa i przynosi obfite owoce :)

Na zakończenie dnia dostałam wiele przepięknych (jak zwykle przepięknych) sms-ów, odebrałam kilka telefonów, rozmawiałam wreszcie z moją przyjaciółką Martą, której długi czas starałam się oszczędzić poznania prawdy "co u mnie słychać"... Ale w końcu miło było usłyszeć i jej głos, pośród tylu życzliwych i ciepłych głosów przyjaciół, którzy po prostu troszczą się o mnie i Dominika...

Dziś znów mocne, niedzielne trio (oba czytania i Ewangelia) tekstów, którymi Pan próbuje nas poruszyć: Pierwsze, ze Starego Testamentu - o tym, jak Mojżesz wytrwale modli się, choć ręce mu mdleją i opadają, wypraszając tym samym zwycięstwo nad Amalekitami [Wj 17, 8-13] drugie czytanie, w którym Święty Paweł radzi Tymoteuszowi jak powinien trwać w modlitwie, głosić ją i być niestrudzony w tym, co robi... i wreszcie Ewangelia, prawdziwa wisienka na torcie, w której Jezus opowiada swoim uczniom przypowieść o wytrwałej modlitwie, kończąc słowami: "A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego i czy będzie zwlekał w ich sprawie?" [Łk 18, 1-8]

Wciąż pozostaję pod ogromnym wrażeniem ze spotkania Kręgu... Dzisiejszym tematem przewodnim była właśnie modlitwa, wytrwała i nieustanna, w chwilach umocnienia i słabości, kiedy nam się bardzo nie chce lub kiedy czujemy właśnie taką potrzebę, modlitwa żmudna i wręcz namolna, z taką częstotliwością i przy każdej jednej okazji, której sami nie potrafimy jeszcze ogarnąć ;) Podczas mycia zębów i w drodze do pracy... kiedy stoimy na przystanku i kiedy leci kolejna kroplówka... Mamy się modlić tak natrętnie, żeby zdezorientowany Bóg wreszcie wyhaczył, że o coś może nam chodzić (Kowalski, Ty się tak często do mnie dawno nie modliłeś, widzę, że masz jakiś grubszy interes), a wtedy pochyli się w swej łaskawości nad nami i da nam to wszystko o co prosimy, bo to nam właśnie niejednokrotnie obiecał :)) Fajny jest...

I tak na zakończenie moich dzisiejszych, niedzielnych rozważań ;) tak sobie myślę, że to, co się teraz dzieje, ten ogólny szał rozmodlenia, który opanował moich najbliższych, zwłaszcza przyjaciół z Kręgu, to, co się dzieje z moją rodziną, jak wszyscy głęboko wierzą, jak trzymają się razem, jak wspierają... To wszystko tylko potwierdza, jak misterne puzzle układa dla nas z serca Pan Bóg, jak bardzo chce nam pokazać, że istnieje i ma dla nas przygotowane prawdziwe frykasy! Zachęca nas, abyśmy po nie sięgnęli właśnie w tym czasie, bo to jest czas dla nas, takie rekolekcje, czas otrząśnięcia się z szarej codzienności, okazja do odwiedzenia dawno nieodwiedzanego konfesjonału... Nie wiem, co tam Bóg dla każdego z nas przygotował ;)

Dla mnie jest to na pewno czas weryfikacji wiary, pokuszę się nawet o stwierdzenie, że niepowtarzalna okazja w życiu do tak intensywnego "przerabiania" Słowa Bożego, różańca, koronki i innych modlitw, po które teraz bardzo chętnie sięgam, których poszukuję, do których się uciekam w mym codziennym wołaniu o zdrowie... Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek będę miała taką "czasową" szansę na omadlanie tych wszystkich osób i spraw, więc kuję żelazo póki gorące ;) Chwytam tą chwilę i robię swoje, a Pan z pewnością w odpowiednim czasie dorzuci swoją cegiełkę :)

Wybaczcie, kogo zanudziłam... Tak mi się zebrało przy niedzieli ;) Dziękuję, że ze mną jesteście, trwacie i czytacie. Pozdrawiam serdecznie :) i pamiętajcie coco jumbo i do przodu! :*

5 komentarzy:

  1. Dzisiaj wtorek już, a tu żadnych postów :) Nie obijać się proszę :)

    Buziaki ode mnie, dostałam bloga od Twojej siory. Walcz dzielnie i się nie dawaj. Ja trzymam mocno kciuki, żebyś się nie opierdzielała w tym szpitalu za długo :D BO jak to tak? Kartki robić, dziećmi się zajmować, a nie leżeć sobie na wyrku ;)

    Trzymaj się ciepło
    Anezik (Ta czarna, wysoka baba od Ali i spółki bractwowej)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha! Anezik na moim blogu,a to hit!:)) witam Cię serdecznie, staram sie wyjść na prosta z postami,ale dzis mnie wzieli z zaskoczenia,dorwali z rana,zrobili punkcje w kregoslup i na 12 godzin kazali lezec plackiem na łóżku.. wiec nawet nie otwieralam dziś kompa...(dobrze,że jeszcze istnieje smartphone z internetem;)) Ale biorę sobie do serca Twoje rady, o nieopierdzielaniu sie, o niezaleganiu w łóżku i szybkim zdrowieniu!!:) pozdrawiam,buzka:*

      Usuń
  2. Tak Dorotko miałaś racje widoki przepiękne jak w jakimś zaczarowanym Kościółku przez którego okna wpadają bajeczne promienie słoneczne. Myślę, że to wszystko jest nie bez powodu... Trzymaj się dzielnie, pozdrawiamy cieplutko i zapraszamy do naszej chatki w budowie i tam wpadają promienie słońca i nie tylko, czekamy na Ciebie z utęsknieniem. Wczoraj znowu rozmawiałam w Wiktorkiem o Tobie on również czeka na Ciebie bardzo :o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje Asq za zaproszenie! Na pewno skorzystamy,a czy w tym sezonie,czy innym...;) Mój kochany Wiktorek,jest niesamowity!:* Pozdrawiam Was cieplo i mysle o Was co dzien:***

      Usuń
  3. Aż trudno po zdjęciach uwierzyć, że taki to 'lipny' oddział! Fajne miejsce na mała ucieczkę od kroplówek i innych medykamentów;) Nieźle wykombinowane!;) Niech moc będzie z Tobą Miszu, my non stop myślami jesteśmy:*

    OdpowiedzUsuń