No i odpokutowuję ;) Mam oczywiście na myśli zarwaną noc ;) Około 6 rano przyszła pielęgniarka i pobrała mi krew.. Wyglądało to tak, że ja na półsiedząco nie ogarniałam co się wokół dzieje, a piguła sprawnie utoczyła z mojej szyi tyle, ile chciała (nawet nie patrzyłam ile probówek zapełnia), psiknęła spirytem po kablach, po czym słodkim głosem powiedziała: "Śpij dalej kochanie" :) Nie poczułam kompletnie nic... Są, jak widać jakieś plusy tego całego dojścia centralnego ;)
Po oficjalnym obudzeniu się (7:45) nadjechała kroplóweczka, a nawet dwie (ta mala to osłonkowa), zastrzyk w brzuch (matko, niedługo nie będzie wolnej przestrzeni do kłucia..same czerwone kropeczki i siniaki) i tradycyjne sterydki...
Tak więc około godziny 10 znów byłam już "po wszystkim" i teraz mogłam się na chwilkę zdrzemnąć... Oczy miałam otwarte tylko do połowy, cudownie więc ulegowiłam się na swoim łóżku, kołderka tak przyjemnie otulała mnie po szyję, nastała taka kojąca, acz rzadka tutaj cisza, aż tu nagle otwierają się drzwi i do sali zagląda uśmiechnięta Agata z codzienną propozycją gimnastyki na dobry dzień! :D
"Nie dziś, Agatko"...z żalem w głosie witam mego gościa... "A co? źle się dziś czujesz, czy mamy po prostu małego lenia..?" - ależ mnie szybko rozpracowała ;) bystra jest!..."Lenia mam, późno wczoraj poszłam spać i dzisiaj jestem kompletnie nie w formie" - przyznaję trochę ze wstydem...Agata więc z nieustającym uśmiechem i zapewnieniem, że wszystko rozumie i że nic na siłę, poleca się na przyszłość, po czym odchodzi, a ja z ulgą opieram głowę o poduszkę i czuję, jak odpływam...
Po sekundzie słyszę charakterystyczne "bzyczenie" mojego telefonu... To siostrze zebrało się na pogaduchy... W pierwszej chwili postanawiam ją odrzucić ;) ale szybka kalkulacja w głowie (jak nie odbiorę, to się pewnie będzie o mnie martwiła) sprawia, że prześlizguję palcem po ekranie i już w słuchawce słyszę jej głos... Gadałyśmy jak to my, minimum 15 minut, a gdy skończyłyśmy rozmowę, zobaczyłam, że w kolejce do połączenia ustawiło się jeszcze kilka innych osób... No to oddzwaniam...
Gdy już wykonałam wszystkie te rozmowy i nacieszyłam się głosem najbliższych, bezapelacyjnie nakładam na siebie rygor natychmiastowego wdrożenia drzemki! Głowa sama leci do przodu, a oczy, z pewnością mocno podkrążone, prawie się nie otwierają...
...oczy może nie, ale drzwi do sali, w której leżę delikatnie uchylają się i oto staje w nich postać Agnieszki z nową dostawą rarytasów :) Takiemu gościowi nigdy nie powiem "Nie dziś kochana..;)" , zwłaszcza, że naprzynosiła zdrowego chlebka, bułeczek żytnich, sera owczego i innych smakołyków...
Nim skończyłam z Agnieszką ;) w drzwiach pojawił się mój drugi gość, mój jakże wyczekiwany i zarazem podnoszący adrenalinę na odpowiedni poziom (przy nim odchodzi wszelkie uczucie znużenia) MĄŻ mój ukochany! :)
Wprawdzie jego wizyta nie była dla mnie niespodzianką, ale do ostatniej chwili wielką niepewną, czy zdoła się uporać i wyrobić z wszelkimi sprawami, aby jeszcze opłacało mu się wsiąść w samochód i pokonując 150 km, spędzić ze mną choć kilka godzin...
Jak zwykle Jego przyjazd był dla mnie cudownym czasem.. Przywiózł mi namiastkę domu, jego zapach w postaci świeżych ubrań i kilku osobistych rzeczach... Rozmawialiśmy, czasem długo milczeliśmy, trzymaliśmy się za ręce, płakaliśmy i modliliśmy się... A wszystko to na szpitalnym korytarzu, w wiecznym przeciągu, przy nieszczelnych, gotyckich oknach i kręcącym się nieustannie personelu... innych warunków tu nie ma...po prostu...
Gdy zdrowy rozsądek podpowiadał, że należy się już pożegnać, ból i tęsknota opanowywały serce i znów dopadało mnie to uczucie cholernego osamotnienia...pozostawienia...izolacji...poczucie winy i strachu... On poszedł w stronę wyjścia, a ja musiałam wracać na oddział za szklane drzwi, na których, jak długa litania, widnieją wypisane obowiązki odwiedzających o zakładaniu maseczek, odzieży ochronnej, ochraniaczy na obuwie itp... jak skażeni wygnańcy... Ale wracam do "mojego nowego świata", wchodzę do sali, gdzie pani Ewa zajada z apetytem swą kolację, wodzę wzrokiem po szafce, gdzie czeka na mnie cały zestaw wieczornych pigułek i znów jestem tylko pacjentem...
Wracaj bezpiecznie Kochanie... myślami wciąż jestem przy Tobie... Wiem, że po drodze wstąpisz jeszcze do IKEI, aby kupić Hani ten namiocik z tunelem, który razem oglądaliśmy na stronie.. Jestem pewna, że sprawisz jej tym wielką radość:) Już widzę jej uśmiechnięte oczy i chęć pomocy przy jego montowaniu. Wiem, jak bardzo lubi takie niespodzianki! Przyślij mi tylko zdjęcie tych jej radosnych oczu, abym mogła napawać się ich widokiem jeszcze długi czas...
"Nie wyście mnie wybrali, ale Ja was wybrałem, abyście szli i owoc przynosili" - głosi śpiew przed dzisiejszą Ewangelią... Dziękuję Ci Panie, że mnie wybrałeś, jako swoje "narzędzie" do przynoszenia obfitych plonów, jednak w takich chwilach jak ta czuję, że żaden ze mnie rolnik, ani boży sadownik, a zwykły, malutki robak, który żyjąc pod ziemią boi się wystawić głowę, aby dostrzec nad sobą niebieskie niebo... Kurcze, gdyby tylko istniała jakaś opcja wycofania się z tego "całego zamieszania" - nie wahałabym się ani chwili, ani minuty, ani przez najmniejszy moment... Nie ja pisałam się na tą drogę, nie zgłaszałam na ochotnika, nie podejmowałam heroicznych decyzji... Lecz "Nie wyście mnie wybrali, ale Ja was wybrałem, abyście szli i owoc przynosili"...
Tak Panie, wszystko to rozumiem... tylko tak trudno jest mi się z tym pogodzić i wobec nowej rzeczywistości żyć... Psalm nr 5
Witaj Dorotko, choć późna już godzina to ja wciąż myślę o Tobie i zastanawiam się co mogłabym dla Ciebie zrobić, może coś ugotować lub upiec z przyjemnością. Od kilku dni zabieram się za napisanie do Ciebie sms, mam go już w wersji roboczej ale ciągle coś staje mi na drodze. Dzisiaj zaskoczył mnie mój ukochany synek i musiałam Tobie o tym opowiedzieć i choć chwilkę zatrzymać ten pędzący czas.
OdpowiedzUsuńDzisiaj z samego rana przejeżdżaliśmy koło Kościoła w Nowej Soli - Twój przyszły zięć a mój synek zapytał "mamo czy ciocia już wyzdrowiała?", spytałam: "jaka ciocia?", "ta co byliśmy w kościółku modlić się za jej zdrówko, a później odwiedziliśmy ją w szpitalu?, nie wiedziałam co odpowiedzieć bo jego pytanie było zaskakujące, lecz po chwili bez namysłu odparłam, "Wiktorku ciocia Dorotka nadal jest chora ale wszyscy wierzymy i Ty też powinieneś, że już nie długo odwiedzi nas z wujkiem i dziewczynkami będziemy się wszyscy razem bawić", na to Wiktorek bez namysłu powiedział "choć my mamo pomodlić się za ciocię żeby szybko wyzdrowiała - tylko czy w tym kościele nie będzie głośno?" Nie myśląc długo powiedziałam, "że zawsze kiedy tylko będzie chciał możemy wejść do Kościółka i pomodlić się o zdrówko dla Cioci Dorotki." Bardzo Cię wspieramy, myślimy o Tobie i czekamy z utęsknieniem na Twój powrót.
Wracając do moich zdolności i możliwości kulinarnych kiedy tylko będę miała możliwość podesłać dla Ciebie chlebek z własnej roboty to nawet dziś mogę wstawić maszynę i za trzy godziny będzie gotowy :)
Upiekę chlebek dla Ciebie tylko powiedź z jakiej mąki może on być, czy tylko z żytniej, czy razowej, czy może mieszany? Jeszcze jedno dostałam od mojej sąsiadki z budowy przepis na jakiś uzdrawiający barszczyk na zakwasie czy możesz coś takiego wypić?
Asq jest gotowa na twoje zachcianki kulinarne ;o) Może jakaś pizza?
Dorotko bardzo Cię ściskamy i całujemy :0)
Asiu..kompletnie mnie zamurowało! Nie wiem, co powiedzieć... Bardzo wzruszył mnie Wiktorek, bezapelacyjnie biorę go na swojego zięcia! ;)) Dziękuję Wam bardzo mocno, wiem, że nawet, kiedy nie piszesz - myślami jesteście ze mną.. Czuję Wasze myśli i modlitwy nad sobą:) W sprawie chlebka i innych kulinarnych zachcianek będziemy w kontakcie, póki co niewiele mi wolno, ale będę konkretnie pytać pani doktor o tą pizzę szczególnie ;) Dziękuję, że jesteście :*
UsuńPizza na razowym cieście, są nawet przepisy w necie:) Nie chcę teraz robić Ci smaka, ale chyba to jest wykonalne:)
Usuńjasne że jest wykonalne, tylko do tego jakie dodatki sobie życzysz :o)
OdpowiedzUsuń