środa, 23 października 2013

I popłynęła nagle wielka, ciemna woda...

Środa. Zaczynam ją od porannego, spokojnego prysznica, mając gdzieś z tyłu głowy wczorajsze zalecenie lekarki co do wykonywania ostrożnych ruchów.. Wracam do sali, gdzie czeka na mnie pani Ewa ze śniadaniem. Po śniadaniu, albo już w jego trakcie zauważam lekkie ćmienie i pobolewania głowy, pole widzenia się zacieśnia, czuję, że nadchodzi "aura migrenowa", która bardzo rzadko, raptem kilka razy w roku, aczkolwiek czasem mnie atakuje...

"No ładnie!" - myślę sobie... Rodzice są już w drodze do mnie, nigdy wcześniej nie czułam tutaj nawet najmniejszego bólu głowy, swoje wczoraj odleżałam, aż tu takie paskudztwo przyczepiło się do mnie i to od samego rana...

Idę do pielęgniarek zgłosić im swój stan. Te każą wrócić do łóżka i cierpliwie leżeć.. Kładę się więc potulnie, zasłaniam ręką oczy, aby zminimalizować dostęp światła i czekam... Czekam i modlę się... "Panie Boże, nie rób mi teraz tego... Niech ci moi rodzice stęsknieni i przebywszy taki kawał drogi, zobaczą mnie tu uśmiechniętą i w świetnej formie..." i lecę z koronką...

Pan Bóg wysłuchał :) Po 15 minutach otwieram oczy i wszelkie mroczki znikają, a ja mogę znów widzieć wyraźnie. Podłączają mi kroplówkę, dziś zastrzyku w brzuch nie będzie. Decyzja pani doktor.

Czekam i czekam na tych moich rodziców... wreszcie są! Pobłądzili lekko, czekali dość długo nie pod tymi drzwiami, ale w końcu dotarli w pozakładanych wzorowo maskach, z którymi widać przez cały czas trwania naszej rozmowy nie umieli się oswoić ;)

Po wizycie rodziców znów dopada mnie lekki ból głowy.. "Aha, minęła godzina miłosierdzia ;)" - uśmiecham się tylko do siebie, ale szybko dochodzę do wniosku, że i tak mam za co Bogu dziękować, gdyż spotkanie było urocze, rodzice jak zwykle gadali, jak zwykle jedno przez drugie, opowiadali co tam w domu, co z Hanią, że mają z nią trzy cudowne światy i... że są szczęśliwi :)

Chwytam za netbooka. Staram się nadrobić wczorajsze i poniedziałkowe zaległości... Moje samopoczucie się wyraźnie poprawia, ustawiam oparcie łóżka do pozycji prawie pionowej i pod palcami, na klawiaturze czuję ogień ;) Do mojej pani Ewy przyszedł w odwiedziny mąż i razem wychodzą na korytarz, mam więc idealne warunki do tego, aby sobie przy okazji nawet ...pośpiewać ;))

I kiedy tak sobie sielankuję po obiedzie, do sali wchodzi pielęgniarka ze swoim "medycznym wózeczkiem" -  zwiastując podłączenie kroplówki z moim pierwszym cytostatykiem... Ustawia przy mnie stojak, zawiesza ponad pół litrową butlę z czerwonym płynem i odbezpiecza korek na moim przewodzie na szyi...

Jest bardzo sympatyczna. Wlewa na początek środek przeciwwymiotny z wielkiej strzykawy bezpośrednio do kabla, a potem już zostaję przyłączona do czerwonej butli o niejasnym napisie na opakowaniu...


Epirubicyna - przychodzi z pomocą podpowiedź wujka google... czytam więc nieco i raczej poglądowo, ale nie za bardzo wnikam, zwłaszcza w te działania niepożądane... Kroplówka zaczyna kapać... Czuję, jak chemia przedostaje się przez moją szyję (autentyczne uczucie schłodzonej cieczy wnikające do organizmu) robi wrażenie... Oczywiście wyobraźnia dodatkowo robi swoje, a wtedy wolę już na to za często nie zerkać. Klikam więc w mój komputerek i tym sposobem jakoś mija czas....

Po odłączeniu kroplówki odwiedza mnie Karcia. Spędzamy bardzo miły czas, nadrabiamy towarzyskie zaległości sprzed... kilku lat ;) zajadam się mieszanką studencką, którą mi przyniosła i jest fajnie!

Potem kolacja. Zjadam kilka kromek zdrowego chlebka, ale już czuję, że gdzieś w gardle ściska mnie jak w pierwszym trymestrze ciąży... Układam się po kolacji do łóżka, ale mdłości nasilają się... "Mieszanka studencka, czy chemia...?" - rozmyślam...

Idę do toalety... układam misternie papierową podkładkę na sedes, ale sama już nie jestem pewna, czy najpierw pójdzie jedną, czy drugą stroną... W końcu siadam... Znajomy, czarny pająk, którego spotykałam w tym samym miejscu od paru dni, gdzieś zniknął, a w jego miejsce pojawił się inny, chudszy i jaśniejszy... "Witaj pajączku.." -  rozpoczynam naszą zmyśloną rozmowę, "Jak ci dzisiaj minął dzień..? U mnie nienajgorzej, choć bywało lepiej... w sumie to całkiem przyzwoicie, bo mogło być marnie"- ucinam ten niemy monolog z kolegą z kafelki...

Wracam do łóżka. Do końca wieczoru raczę się miętowymi tic-tacami i herbatą miętową... Powoli robi się znośnie... Świeże powietrze nieustannie wpada nam przez okno do sali i zapach dworu w nocy przyjemnie wypełnia szpitalną przestrzeń...

Rozmawiam z Dominikiem, dziś stosunkowo wcześniej, niż zazwyczaj, bo Hania w dzień nie spała i tym sposobem o 19:00 miał ją już pięknie zaśniętą, Alunię zresztą też... Gdy kończymy, czuję znużenie i potrzebę odpoczynku...

Zamykam oczy... "I popłynęła we mnie wielka, ciemna woda..." - W zasadzie jasno - czerwona, na upartego wręcz malinowa... Pierwsza z sześciu dawek, które pani doktor przygotowała mi w schemacie leczenia... W międzyczasie, w odstępach kilku - dniowych prowadzone będą oczywiście badania porównawcze, codzień pobierana krew do analizy, wciąż jeszcze przyjmuję encorton - sterydy na zbicie blastów... a i pod wieczór przyszła pielęgniarka z zastrzykiem w brzuch...

"Ale dziś miało go nie być?" - podpytuję dość miłą pigułeczkę.. "Tak. Pani doktor wstrzymała, ale znów zaleciła, więc wszystko wraca do normy" - usłyszałam z jej ust.

"Wszystko więc wraca do normy..." - kołacze się to zdanie po głowie... Tylko co dla kogo jest normą - oto jest pytanie... Jutro miną 3 tygodnie od mojego wyjścia z domu do szpitala... Na kilka dni, na badania... Miałam po nich wrócić do domu i wszystko inne również miało razem ze mną do tej NORMY powrócić...

Stało się inaczej... Ktoś wyznacza widać inne normy... i z tym Kimś trzeba teraz ściśle współpracować, aby norma, o której wciąż nieustannie myślę, przybliżała się do mnie jeszcze szybciej...

Dobranoc...

5 komentarzy:

  1. ... dlaczego my? dlaczego tutaj? czemu tak? pytamy ciągle, jak pytają małe dzieci, a odpowiedzi brak, a odpowiedzi brak, bo to jest wielka tajemnica [rzeki]... Bardzo lubię tą piosenkę wbrew pozorom i jak przeczytałam wpis, od razu mi się dalsze słowa nasunęły:) Ależ one tu pasują!!! Powiem Ci, w sekrecie oczywiście;), że po tej piosence pokochałam całym sercem głos Janusza Radka;) Ta miłość trwa do dziś;) A tak zmieniając temat, to kolor kroplówy całkiem - całkiem, tylko jak pomyślę o zawartości, to już mi się mniej podoba...:) Ale jak nie ma innej rady, trzeba przyjmować to na klatę, czy tam na szyję:* A wtedy 'normalna normalność' się przybliża, za co nieustannie trzymamy kciuki:* Nasze myśli wędrują w Twoim kierunku - codziennie, nawet nie raz, czy dwa (nawet nie pięć, czy dzieśięć;p), całuski:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Miszu...jak ja Cię kocham za takie ciepłe słowa:** no i ta piosenka...odwołując sie do niej tez oczywiscie i wylacznie o Tobie myślałam... bo to byl nasz czas wtedy, razem chyba pokochalysmy głos Radka;) Dziekuje,ze o mnie myslicie!:* ...ja z kolei nie moge przestac myslec o Waszych tymczasowych, podopiecznych kurach;))) serio serio! Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Miszu, kurami już się nie opiekujemy, ich właścicielka wróciła (i darmowe organic free range się skończyły;p) i tak muszę się przyznać, że kury mnie rozczarowały pod jednym względem: już nawet w naszą stroną nie patrzą jak przyjeżdżamy do domu! A wcześniej szał pępka: tylko moja fioletowa kurtka się pojawiała i pędem do bramki, jedna za drugą, a teraz mają nas w nosie...:) Ale z drugiej strony nie taki mały ten móżdżek mają - kto karmi, ten pan (czy pani);) Buziaki na dobranoc (ja 'wypacam' właśnie wypracowanie na angielski, dobrze mi ta przerwa zrobiła;p):*
    P.S. Ta piosenka była na takiej płycie, dodatku do gazety chyba wyborczej, Głosy się nazywała, o 6 rano wstałam, żeby w kiosku pod domem zastać, mieszkałam na stancji wtedy - to były czasy!!! Ehs - nasze czasy;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak jeszcze przy okazji miałam Cię wcześniej zapytać - jakim cudem cola light jest uznawana za zdrową??;)

      Usuń
    2. Yyy.. widzisz, bardziej uznawana za "dopuszczalną", gdyż świetnie odkaża organizm, co jest przy chemii pożądane :) Pani doktor legalnie i oficjalnie na początku zapowiedziała, że jest to napój dozwolony, pacjenci stosują i to w jakiś sposób wspomaga :) Nie wnikam, tyle mi wystarczy ;)

      Usuń