Wieczorem, kiedy położyłam się do szpitalnego łóżka zobaczyłam nad sobą białe sklepienie gotyckie.. taki mamy tu sufit.. Ale zamiast poczuć się jak księżniczka w zamku, czułam się jak więzień w celi...
Pani NIEpozytywna zagaiła rozmowę... z rozmowy dowiedziałam się, że ma 58 lat i trójkę dorosłych dzieci. Na białaczkę zachorowała całkiem niedawno. Właśnie jest po miesiącu przyjmowania chemii i niebawem spodziewa się wypisu do domu.. Pani Halina tego wieczoru dała mi lekcję higieny podczas przyjmowania chemii i ostrzegła przed powikłaniami, które w trakcie jej przyjmowania mogą wystąpić. Sama biedna kobiecina doświadczyła kilku komplikacji, przez co jej pobyt w szpitalu stał się dłuższy, niż to było zaplanowane i bardziej uciążliwy dla niej samej... jednak w wypowiedziach swoich nie szczędziła mi pikantnych szczegółów wszystkiego tego, co może mnie spotkać, gdy idąc do toalety nie założę specjalnych, plastikowych rękawiczek (takich, jak do farbowania włosów), które w jakiś magiczny sposób maja mnie uchronić przed wszechobecnymi bakteriami... A na koniec pani NIEpozytywna spuentowała: "Bo my tak naprawdę nie umieramy na te białaczki, tylko na te powikłania właśnie..." Tego było za wiele...
Od tego czasu starałam się absolutnie nie łapać kontaktu wzrokowego z sąsiadką, a gdy tylko zaczynała rozmowę - sprowadzałam ją na jakieś neutralne tory (co brzmiało czasem fatalnie, wręcz infantylnie i pusto, ale co tam...) albo namiętnie klikałam w swoją komórkę, pisałam sms-y do znajomych, dzwoniłam do najbliższych i... po prostu odcinałam się od jej gadania...
W niedzielę rano obudziło mnie nagłe, ostre światło i głos pielęgniarki: "Mierzymy temperaturkę!!" grrryyy... spoglądam na zegarek... 5:40... każdy pacjent mierzy sobie tutaj temperaturę sam, swoim własnym termometrem, czego dowiedzieliśmy się przy przyjęciu do szpitala..
Potem śniadanie.. zupa mleczna z makaronem, chleb z dżemem.. szpitalny standard, ALE ciut wyższy niż w Zielonej ;) ciut...
Z tablicy ogłoszeń wyczytałam, że w niedziele msze odbywają się w kaplicy, na oddziale ginekologicznym (o matko, gdzie to jest?!). Zagadałam więc z miłą panią salową gdzie mogę szukać tego całego oddziału ginekologicznego, bo chciałabym skorzystać z mszy świętej, na co pani salowa (jeszcze nie poznałam jej imienia, ale od pierwszego kontaktu zawiązała się między nami jakaś taka fajna więź, do czego jeszcze pewnie nie raz powrócę) powiedziała, że przyjdzie po mnie i zabierze na mszę, bo sama się tam wybiera! Tak jak obiecała, tak też się stało..:)
Pierwsze czytanie.. 2 Krl 5, 14-17 Uzdrowienie Naamana, drugie cztytanie 2 Tm 2, 8-13 Jeśli trwamy w cierpliwości, będziemy królowali z Chrystusem, Ewangelia Łk 17, 11-19 Wiara uzdrowionego samarytanina... "Wstań, idź, Twoja wiara Cię uzdrowiła" Bardzo mocne słowa, bardzo fajne kazanie...Wszystko od wielu dni obraca się wokół uzdrowień, każde czytanie, każda Ewangelia na dzień daje potężną obietnicę uzdrowienia, umocnienia w cierpieniu... trzeba tylko zaufać, oddać to wszystko Bogu, "...bo On z każdego cierpienia potrafi wyprowadzić dobro.." [P.Young "Chata"] i nawet, jeśli to dobro jest jeszcze przed nami głęboko zakryte, jeśli nie widzimy jego owoców, jeśli wciąż zadajemy sobie pytanie "dlaczego to się stało? dlaczego teraz? - to wierzę w to głęboko, że prędzej czy później poznamy na nie odpowiedzi i zrozumiemy, że wszystko to było dla nas bardzo potrzebne, abyśmy stali się lepszymi ludźmi, aby ktoś poprzez nasz przykład zrozumiał co jest w życiu najważniejsze, aby dać świadectwo swej wiary i najnormalniej w świecie odpuścić pewne rzeczy, których tak często się kurczowo trzymamy, a z którymi wygodniej jest nam żyć...
Początki choroby są cholernie trudne... Paraliżujący strach, który wchodzi wraz z każdym otwarciem się drzwi, wzrok pielęgniarek - tych złych piguł, które coś wiecznie od ciebie chcą... Wyczytują twoje nazwisko, a wtedy czujesz się jak nieprzygotowana do zajęć uczennica klasy pierwszej...
Po mszy kroplówka (sterofundin), trochę negocjowałam, aby podłączono mi ją właśnie po mszy, a nie przed... Nim kroplówka kończy swe kapanie, odwiedza mnie mój pierwszy gość...
Aga jest naszym człowiekiem! :) Znamy się długo z harcerstwa, razem działałyśmy jako instruktorki HSR a teraz ona jest studentką 6-go roku medycyny we Wrocławiu i postanowiła mnie odwiedzić, nie wiedząc jeszcze w co się zapakowała ;)
Odwiedziny były baaardzo energetyzujące! Nie widziałyśmy się dobry kawał czasu. Nadrobienie więc towarzyskich zaległości zajęło nam ok. godziny, kolejną godzinę to ja gadałam, a trzecia godzina była poświęcona na żegnanie się i...tak nam zeszło ;) Aga zgodziła się być moim zaopatrzeniowcem w sprawach żywienia (a to zmieni się diametralnie podczas przyjmowania chemioterapii oraz w dalszym moim szpitalnym życiu) a także zgodziła się od czasu do czasu ugotować mi coś zdrowego i przynieść na oddział. Złota dziewczyna! :*
Dieta przy chemioterapii, a także w walce z nowotworami jest - jak się okazuje - szalenie ważna, tak też przyrzekam i obiecuję wszem i wobec, żem gotowa porzucić dotychczasowe, bardzo niezdrowe nawyki żywieniowe, zastępując je wszystkim tym, co brzmi czasem obco i śmiesznie (hummus, stewia, guacamole, ksylitol) ale z czym będę związana przez najbliższy czas, albo jeszcze dłużej...
Wieczorem doustne antybiotyki, toaleta wieczorna, oddzwanianie do najbliższych i wreszcie czas dla mnie.. W zasadzie to nie dla mnie, ale dla Boga. Zakładam słuchawki, podłączam je do mojego smartphona i zamykam oczy... Już nie widzę sklepienia gotyckiego na suficie, tylko ogromną przestrzeń.. Psalmy TGD (szczególnie polecam nr 10) skutecznie przenoszą mnie do lepszego świata, w którym nie ma igieł i wenflonów.. W tym świecie tańczę razem z Hanią na Wielkim Balu, trzymamy się za ręce, patrzę w niebieskie oczy Aluni i czuję się po prostu szczęśliwa..
Polecam Bogu w tej wieczornej modlitwie moją rodzinę, Dominika i dziewczynki... Wiem, że dzisiaj był dla Niego trudny czas.. Hania bardzo się buntowała, nie chciała iść do kościoła, tylko wołała, że chce iść na bal... Polecam Panu w tym wieczornym dziękczynieniu wszystkich ludzi, którzy się za mnie modlą, którzy trwają ze mną w tym cierpieniu i walce.. którzy są przekonani i głęboko wierzą że zdarzy się wielki cud i o ten cud się modlą... Polecam Panu wszystkich tych pacjentów, których mijałam dzisiaj na korytarzach, którzy są w trakcie chemii, po chemii lub przed nią, tak samo wystraszeni jak ja... Przyjmij Panie ich strach, zamień w dziękczynienie, zamień w pokorne trwanie przy Tobie i radosne oczekiwanie...
Panie,tak trudno mi zaufać Tobie, że wszystko będzie dobrze... Mam w sobie wiarę, ale nie jest to pełne "fijat" - tak, zgadzam się Boże, działaj w moim życiu jak chcesz... Boję się, że nie udźwignę wszystkiego tego, co jeszcze przede mną...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz