środa, 11 grudnia 2013

Wisienka na torcie...

Dziś moja współlokatorka - pani Bernadetka wybiera się zaraz po śniadaniu na separację komórek, czyli przez kilka godzin podłączona będzie do tzw. 'wirówki', a fachowo - proces ten nazywa się 'fotoforyzą'... ależ ze mnie uczone dziewczę ;) Dla mnie oznaczać to będzie kilka godzin ciszy i spokoju w sali, ale przy tej babeczce, nie odczuwa się takiej tęsknoty za błogim 'nicnierobieniem', bo rozmowa z nią jest zawsze kojąca, a i mój zapał do pracy jeszcze dość mocno uśpiony..;)

Od jakiegoś czasu oczekuję porannej wizyty mojej pani doktor prowadzącej, jednak od rana nikt taki do mnie nie przychodzi ... Siedzę więc samotnie w mojej nowej sali, aż tu wreszcie, chwilkę po godzinie 13 w drzwiach staje dr D. i z uśmiechem na twarzy wita mnie pytaniem o samopoczucie... "U mnie wszystko dobrze" - mówię, a za chwilkę pytam, co z tą chemią, która rzekomo miała się zacząć od dzisiaj...

Pani doktor wszystko powoli mi wyjaśnia... że dość długo czekała na potwierdzenie wyników z laboratorium wczorajszej próbki szpiku, bo zleciła dwukrotne przebadanie materiału, po tym, jak w rozmazie nie znaleziono żadnych komórek nowotworowych... Doktorka i panie z laboratorium były zaskoczone, wręcz zszokowane, więc badały drugi raz, co trochę trwało, ale w końcu wyszło szydło z worka...

Szpik jest 'czysty', 0% blastów, tym samym nie występuje nawet tzw. 'choroba resztkowa' - nieodzowny element leczenia, drugi etap chemioterapii, normalna sprawa, na porządku dziennym... A u mnie ...tego nie ma!...

"To się niezwykle rzadko zdarza, żeby po pierwszym cyklu chemii, organizm tak ładnie zareagował i aby nie wystąpiła nawet choroba resztkowa... Wobec zaistniałej sytuacji muszę pani rozpisać nowy program leczenia... Wskakuje pani od razu w konsolidację, czyli umocnienie i podtrzymanie 'stanu zdrowia'... Zostawiłam sobie panią więc na koniec, taką 'wisienkę na torcie', bo dziś od rana biegam z tymi moimi studentami, albo za innymi pacjentami... Proszę w takim razie jeszcze o cierpliwość, od jutra byśmy ruszyli już z chemią, program nazywa się MTX, jutro będą dwa podania cytostatyku, a potem tydzień przerwy i tak 4 razy... W międzyczasie dużo płukanek, dużo picia, proszę też bardzo uważać na jamę ustną, bo Metotrexat lubi atakować gardło i zostawiać w buzi nieprzyjemności w postaci zmian grzybicznych... Należy schładzać jamę ustną, aby nie dopuścić do rozwinięcia się bakterii..." - powiedziała pani doktor niemal na jednym oddechu i z uśmiechem na twarzy wyszła z sali... Przy drzwiach wyjściowych dodała jeszcze: "To bardzo dobre wieści pani Doroto! bardzo lubię leczyć takich pacjentów, kiedy wszystko idzie zgodnie z planem. Do widzenia!" :)

A mi się aż gorąco zrobiło z nadmiaru tych wszystkich wrażeń i napływu endorfin... Na szczęście chwilę potem weszła Agata z propozycją gimnastyki i skutecznie ostudziła moje emocje, dając upust nagromadzonej energii!. Stęskniłam się już za nią. Troszkę zatem poćwiczyłyśmy, troszkę pogadałyśmy.. Opowiedziałam jej, jak było w domu, jak przyjęły mnie dziewczynki, jak ja to wszystko odczułam i jak zwykle Agatka usiłowała przemycić mi nieco swoich psychologicznych mądrości, ale jak to z nią zwykle bywa - miło się jej słucha, a jeszcze milej patrzy w te przyjazne, współczujące oczy, więc myślę sobie - wszystko pod kontrolą... Teraz wracam do łóżka i zakopuję się w swoją ściółkę w marynarskie paski :)

A już za chwilę z domu dochodzą mnie wspaniałe wieści!... Alunia wprawdzie od kilku dni dość mocno buntuje się przeciwko piciu poczciwego mleczka, to jednak pięknie podchodzi do tematu słoiczków, które ewidentnie posmakowały jej do tego stopnia, że zjadła niemal cały na raz!!


Wraca do mnie też pani Bernadetka. Jest w całkiem niezłej formie, fotoforyza odbyła się bez żadnych dodatkowych rewelacji i bez problemów... Jeśli wyseparuje się na tyle dobrze, jak zapewniają wszystkie pielęgniarki wokół - to już jutro będzie mogła wyjść do domu! Ale dobre wieści :)

Wieczorem odwiedzają nas zaprzyjaźnione dziewczynki spod 17-stki (Ania i Gosia) oraz Beatka spod 14-stki. Bardzo miło spędzamy ten czas.. Dziewczyny gadają jedna przez drugą, jak to fajnie, że przeskoczyłam na kolejny level i ominął mnie program 'Flam", czyli leczenie choroby resztkowej... Razem z Ewą (która, jak się okazało, wróciła jakieś 1,5 - tygodnia temu i jest aktualnie na oddziale C) jesteśmy teraz na konsolidacji MTX idąc łeb w łeb, z tym, że ja zaoszczędziłam jeden powrót do szpitala, czyli jakiś miesiąc do 6 tygodni... a to bardzo istotna sprawa!

Po 18-stej przychodzi do mnie pielęgniarka i odpinając mnie od kroplówki oznajmia, że od godziny 19:00 rozpoczynam tzw. 'bilans płynów', co oznacza, iż od tego momentu zapisuję wszystkie wypite przeze mnie płyny oraz wszystkie wysiusiane ilości moczu... Do tego celu został mi przyniesiony sporych rozmiarów, plastikowy słój o miodowej barwie (na pierwszy rzut oka - kojarzący się z baryłką Kubusia Puchatka ;)) który ustawiony w toalecie ma mi przypominać o konieczności jego użycia, za każdym razem, kiedy pęcherz zaprosi mnie do jego opróżnienia ;)

Wbrew pozorom nie jest to zadanie takie łatwe... Aby wcelować do niedużego otworu, zgrać siusianie, odpowiednio szybko wyskoczyć spod prysznica, kiedy tylko poczuje się potrzebę oddania moczu, lub... gdy chce się jednocześnie siusiać i... no, wiecie co ;)

Po wieczornej toalecie, kiedy wpełzamy z p. Benią - każda do swojego ciepłego łóżeczka - zaczyna się rozmowa, żartowanie na temat tego całego bilansu, chemii i szpitalnych atrakcji, jakie czekają każdego pacjenta rozpoczynającego nowy program leczenia... Same niespodzianki, na nudę narzekać nie można ;)

No i znów schodzi nam lekko do północy, ale co tam... Rozmowa z tą kobietką to czysta przyjemność i... nie wiadomo, kiedy czas ucieka... Wieczorna modlitwa.. (Pani Benia też jest wielką fanką koronki o 15:00 oraz różańca, który właśnie zaczęła odmawiać).. Ja z kolei zabieram się za moją duchową adopcję i omadlanie najbliższych... taką moją rutynę na zakończenie dnia... A to był ...naprawdę dobry dzień! :)

3 komentarze:

  1. Cudowne wieści Dorotko Kochana!!! Aż musiałam wszystko odczytać Wiatraczkowi, bo się upominał, co tak bez jego udziału ochuję i achuję patrząc w monitor!:) Jak dobrze czytać TAK dobre wiadomości! Wieczór od razu staje się pozytywniejszy, a to przed poniedziałkiem mocno wskazane;) Po stokroć ściskamy i dziękujemy za te wieści:*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  2. I oby każdy kolejny dzień przynosił takie dobre wieści :) Dobrze że masz fajne towarzystwo :) Trzymaj się cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  3. Namęczylam się- a net się zwiesił i trzeba pisać od nowa... Dobre wieści od rana- to lubimy! Chcielismy tylko sprecyzowac, bo o poranku percepcja jest nieco gorsza- przeskakujac na kolejny etap chemii-zaliczasz jeden pobyt w szpitalu mniej, a mozliwe jest kolejne przyspieszone wejscie na level wyzej kuracji? Drogi Sherlocku - nasz ulubiony detektywie- milego dnia! - my

    OdpowiedzUsuń