wtorek, 17 grudnia 2013

Ale żesz niespodzianka!

Noc, choć nic tego nie zapowiadało - minęła mi dość paskudnie.. A wszystko to za sprawą licznych wycieczek do toalety pani współlokatorki (do godziny 2) oraz moich (od godziny 4)... i rób panie, co chcesz... furosemid działa swoje i sikanie silniejsze jest od Ciebie... Gdy wreszcie po tych wszystkich harcach usiłowałam przyłożyć głowę do poduszki i się jeszcze choć odrobinę zdrzemnąć - okazało się, że za chwilę następuje pobudka na mierzenie temperatury, pobieranie krwi, a sen znów gdzieś ucieka...

Nad ranem, odmówiwszy cały szereg modlitw i różańców usiłuję zasnąć, ale mi standardowo nie wychodzi... No nic, utnę drzemkę zaraz po tym, jak odprawię do domu moich szanownych rodziców, którzy już właśnie są w drodze..

Po śniadaniu więc pragnę zrealizować swój plan minimum - a mianowicie - zdrzemnąć się choćby małą godzinkę, zanim mama i tata staną w drzwiach.. No więc układam się i... po kilkunastu minutach przewracania z boku na bok - błogo odlatuję... Na to wszystko przychodzi pani Grażynka - przemiła pielęgniarka i mówi, że zabiera mnie na... punkcję! "Na jaką punkcję?!?!" - ja się pytam... ale pani Grażynka mówi, że pani doktor czeka już na mnie w zabiegowym i żebym sobie tam spokojnie dotarła...

Idę więc do zabiegowego, taka ledwo obudzona, jeszcze tym wszystkim oszołomiona... A tam czeka już na mnie kozetka i moja doktor prowadząca, razem z Helenką, która patrząc na mnie i moje zdziwienie uśmiecha się pod nosem i przechodzi do rutynowych czynności okołopunkcjowych..

Podpisanie papierów, ułożenie się w kłębuszek, nabranie pięknego kształtu kotka, oraz ostatniego, głębokiego oddechu i... czekanie... Pani doktor pięknie wprowadza igiełkę ze znieczuleniem, a potem mówi, że szpik pięknie leci do probówki... Kilka chwil później podaje lekarstwo, a wszystko to gładko i bez żadnych niechcianych atrakcji...

Kilka chwil później było już naprawdę po wszystkim!... Pani doktor spoglądając na mnie pozwoliła sobie na trafny komentarz, że chyba częściej powinna mnie zabierać na punkcję z zaskoczenia, bo wtedy mniej się stresuję i wszystko lepiej idzie :) No i miała rację - trzeba jej to przyznać :) Co z tego... skoro teraz czeka mnie caaalutki dzień leżenia i to z rodzicami, którzy lada moment przestąpią progi szpitala, co zresztą napisali już kilka razy w sms-ach ;)

Tak też się stało... Pierwsze dwie godziny - te na brzuchu - spędzam grzecznie tylko przytakując i w sumie nic więcej nie robiąc (ach, poza jedzeniem - mama przywozi pierożki ruskie i pomidorówkę), ale już kolejnych kilka, kiedy mogę przełożyć się na plecy - jest znacznie lepiej, można już cokolwiek wyrazić nawet swoje zdanie, spojrzeć na świat przede wszystkim z innej perspektywy ;)) - dosłownie!

Gdy rodzice wyjeżdżają - dopiero wtedy dane jest mi prawdziwie odpocząć.. Ucinam bardzo konkretną drzemkę - taką ze stoperami do uszu i przy zgaszonym świetle. Proszę nawet panią Katarzynę, aby darowała sobie radio, bo potrzebuję trochę ciszy i spokoju... i bez problemu to otrzymuję :) Śpię od 15 do 18... Wreszcie się wysypiam!... Jakimś cudem udaje mi się ominąć mierzenie temperaturki i wszystkie te czynności około, bo moje koreczki do uszu dbają o mnie i mój niezmącony sen :)

Teraz budzę się zgłodniała i ostrożnie wyruszam na lodówkowe polowania :) Po kolacji nadal jestem lekko przyćmiona i taka ogólnie 'rozbita', ale teraz leżenie zdecydowanie jest mi na rękę, a moja pani współlokatorka poczuwa się do obowiązku 'obsługiwania' mnie z racji przykucia do łóżka ;) Na szczęście nie jest dużo takich sytuacji, w których pozwalam jej na to... Mimo wszystko czuję się bardzo niezręcznie z racji kolosalnej różnicy wieku...

Wieczór upływa mi bardzo leniwie, w zasadzie to wegetuję do końca tego dnia, wiedząc, że gdy rano się obudzę - przywita mnie nowy, piękny dzień! Wszystko zacznę od początku ;) Przede wszystkich legalnie spionizuję swoje ciało i... zajmę się zupełnie czym innym, niż chociażby dziś ;) Zatem do jutra... tego lepszego, ciekawszego, oczekiwanego wszak z taką radością! Już ja mam co do niego swoje plany :))))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz