poniedziałek, 23 grudnia 2013

Poniedziałek pełen niespodzianek :)

Wraz z nastaniem poniedziałku nastał czas nerwowej bieganiny po korytarzu wszystkich tych doktorów i profesorów, asystentów i pielęgniarek... W powietrzu czuć świąteczną atmosferę, jak zapach mandarynek sponad wigilijnego stołu...

Od samego rana postanowiłam i ja nie próżnować. Pani Katarzyna jeszcze smacznie spała, gdy zaczęłam wypisywanie kartek dla wszystkich 'szpitalnych' osób. Musiałam być przygotowana, na wypadek, gdyby pani doktor jutro już nie pracowała... Opakowałam jej dodatkowo czekoladki merci i tak przygotowany zestawik ukryłam na wierzchu szuflady :)

Ale pani doktor przychodzi do mnie jeszcze przed śniadaniem i po krótce wyjaśnia, że oto możemy spodziewać się w najbliższych dniach 'spadków'... Mówi również, że w wigilię cały personel medyczny pracuje normalnie, to znaczy do godziny 14...

Chwilę potem dzwoni do mnie kapelan i zaprasza na umówioną spowiedź. Wszystko dzieje się tak szybko... on sam widać bardzo się spieszy.. Wchodzimy do pomieszczenia dla pielęgniarek, gdzie na stojąco, trochę tak "w biegu" spowiadam się, a zaraz potem przyjmuję Komunię Świętą. Jest to dla mnie niesamowite przeżycie, gdyż bardzo tęskniłam i potrzebowałam tej spowiedzi. Teraz fruwam lekko ponad ziemią! :)

Niedługo potem odwiedza mnie pani Małgosia, psycholog. Mam i dla niej przygotowany skromny podarunek. To gipsowy aniołek - zawieszka i kartka z naszym zdjęciem. A dodatkowo jeszcze kilka moich zdjęć z dziewczynkami, bo kiedyś o nie prosiła... to teraz jest okazja do wręczenia...

Rozmawiamy na korytarzu, przy gwarze i zgiełku, a pani Małgosia nadziwić się nie może, jak "ładnie dziś wyglądam".. Była pewna, że zrobiłam sobie jakiś makijaż, a przynajmniej posmarowałam się jakimś rozświetlającym kremem..."Bije od Ciebie Dorotko taki niesamowity blask, jakbyś właśnie wyszla od kosmetyczki, albo z jakiegoś salonu piękności"... "Haha... nic z tych rzeczy" - mówię do niej... Po prostu byłam pół godziny temu u spowiedzi i przyjęłam Najświętszy Sakrament... a - jak mawiał znany i cytowany tu kilkakrotnie ksiądz Pawlukiewicz - "konfesjonał" to najlepszy salon piękności dla każdego!

Nasza rozmowa, jak zwykle - była pięknym przeżyciem, pełnym boskich cudów... Na zakończenie łamiemy się opłatkiem, życząc sobie wszystkiego, co w życiu najważniejsze...

W tym czasie w naszym domu trwa ubieranie choinki... Jest dziadziuś Stefan, który pomaga ustawić drzewko w stojaku i jest Hania - główny dowodzący akcją ;) W międzyczasie, gdy choinka stoi ubrana i czas pozmiatać niepotrzebne igiełki - Hania znajduje sobie w kuchni inne zajęcie.. postanawia przygotować siostrze mleczko ;) A na pytanie: "Haniu, co robisz?" ta odpowiada... "Ja tak sobie tutaj przelewam" ;))) No i kilka porcji alowego mleka poszło na straty... ech... ta magia świąt! ;) ...każdemu się udziela

 ubieranie choinki - buszowanie w kuchni...

Po obiedzie postanawiam się zdrzemnąć, ale moją ciszę poobiednią przerywa pani Grażynka - pielęgniarka, która wchodząc do sali, uroczyście wyczytuje moje nazwisko... "Dorooootka Król - jest tu taka? Poczta przyszła do Ciebie"... i wręcza mi dwa pakunki...

Jeden płaski, drugi wypukły...
 
W tym płaskim znajdowała się kartka świąteczna od siostry, a w wypukłym - opakowany 'prezent'... Odwijam więc ostrożnie śliczny papier i... oczom moim ukazuje się... polarowa piżamka w panterkę! Przynajmniej takie są spodenki od piżamki, bo góra jest inna :) To pomysł Justynki Sz. Dziekuję dziewczynki za te wspaniałe podarunki, które sprawił mi tyyyyle radości!! :) Teraz moja szafka szpitalna jest ślicznie przyozdobiona i czuć wokół panujący świąteczny klimat :) Pani Katarzyna uśmiecha się do mnie szczerze i jest również pełna podziwu dla tych, którzy pamiętali o Doroci w szpitalu ;)


Popołudnie spędzam 'na słuchawkach' i rozmowach z moim mężem, który zabawiając się w Świętego Mikołaja (raczej z konieczności niż braku innych zajęć ;) biega nerwowo po marketach w poszukiwaniach ostatnich elementów gwiazdkowych prezentów...

A wieczorem....
Odwiedzają mnie prawdziwi Święci Mikołajowie! Przybyli z Nowej Soli z dwiema blachami pizzy, domowym chlebkiem i piękną, ręcznie robioną przez Wiktorka bombką! To oczywiście Asia z Andrzejkiem, dla których Wrocław był na tyle po drodze, by przygotować to wszystko i wstąpić do mnie jeszcze przed Świętami. Dziękuję Kochani. To wszystko sprawiło mi dziś tyyyle radości!

Na zakończenie dnia i na domiar tych wszystkich poniedziałkowych przyjemności - rozmawiam jeszcze przez telefon z moją Tereską... choć bateria pokazuje już totalne wyczerpanie, bo dziś napracowała się co nie miara - to starcza jej jeszcze i dla męża, aby powiedzieć mu, jak bardzo jestem szczęśliwa - mając wokół siebie tylu bliskich i życzliwych mi ludzi...

Jestem szczęśliwa! Choć wigilia już jutro i wszyscy w swych domach poczyniają stosowne doń przygotowania - a ja tutaj, sama... to - powtórzę raz jeszcze - jestem szczęśliwa, bo wiem, że w moim domu, w którym stoi ubrana choinka, słychać radosne odgłosy dzieci, które czekają na mnie i w końcu się doczekają... Mama wróci, a wraz z nią... powróci ład i harmonia we wszechświecie.... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz