A mi noc minęła na nieustannym przyjmowaniu dożylnie płynów, pielęgniarki na przemian przepinały tylko kroplówki - to takie przygotowanie organizmu przed MTX-em... ale nie było w sumie tak strasznie, pigułeczki cichutkie, płyny raczej neutralne... siusianie też mnie po nich nie brało... spało się raczej dobrze i to bez pobudek.
W porze śniadania otwieram szpitalną lodóweczkę i wybieram z niej to, na co mam ochotę (oczywiście ze swoich zapasów), gdyż wciąż jeszcze pozostaję w strefie ochronnej, przed-chemicznej, gdzie niemal wszystko mi wolno! ...z tych dozwolonych rzecz jasna ;)
O 8:45 zostaję podłączona do pierwszej buteleczki z chemią - to vepesid, o 10:00 sterydzik w formie dożylnej - deksametazon, a następnie o 11:15 metotrexat z 24-godzinną pompą, która rozprowadza to wszystko w wiadomych tylko dla siebie proporcjach i odstępach czasowych...
Ale jak to stwierdza przemiła pielęgniarka - pompa jest Brauna! nowa, malutka i poręczna naprawdę trafiła mi się, więc mam wielkie szczęście :) No to ufajmy, że tak właśnie jest! :)
Proszę Państwa - oto Metotrexat i moja nowa, 24 - godzinna pompa Brauna (! ach, och, pozachwycajmy się tym faktem przez moment wspólnie ;)) z chemią żółtą - ponoć jeszcze bardziej hardcorową oranżadą, którą dumnie nazwałam na cześć swojej poprzedniczki - "Trzy cytryny" - prawda, że uroczo? ;) Czas pozostały do końca wlewu wynosi bagatela 23 godziny i 49 minut..
Wraca pani Benia... tym razem jakaś taka wymęczona i styrana... no, ale chyba szczęśliwa, bo od razu zabiera się za opowieści i obiad, który ma do nadrobienia ;) Wieczorem, przy wizycie lekarskiej dostaje informację, że misja zakończona pełnym sukcesem! i powrót do domu nastąpi jutro :) a tyyyle naprodukowała tych komórek, że mogłaby się w nich teraz kąpać - to słowa jednej z fajniejszych pielęgniarek :) Lubię to jej poczucie humoru!
No to razem świętujemy! Każę pani Beni od razu dzwonić do jej męża, a potem zbieramy się z sali i idziemy w odwiedziny do Marty, która jest dwie sale od nas... Tak nam schodzi do wieczora, a potem w ramach 'zielonej nocy' rozmawiamy długo i namiętnie o wierze, naszych dzieciach (p. Bernadetka ma dwóch synów - jeden ma 30, a drugi 13 lat) i innych niecierpiących zwłoki tematach, które omówić wręcz należy ;) nim p. Benia opuści szpitalne mury...
Dziękuję Ci Panie Boże za takie osoby, jak ona... Cicha i pokornego serca, stęskniona za swymi dziećmi mama, kobieta wielkiej wiary, otwarta, współczująca, empatyczna, dzielna wojowniczka w swej chorobie (chłoniak) ...chodzący ideał...? Takich współlokatorów chciałoby się mieć przy sobie jak najdłużej... Niestety tacy właśnie rzadko się zdarzają (w tym przypadku raptem 3 dni) i pozostaje nam tylko... czekać, kogo rzuci nam los...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz