Nastał piątek. Bardzo długo wyczekiwany, bo... z mężem w drodze i to już od wczesnych godzin porannych! Takie poranki mogłyby mi się zdarzać co dzień... Choć przecież oboje wiemy, że na taki luksus - nawet przed Świętami - pozwolić sobie możemy niezwykle rzadko...
Wstaję więc bardzo energicznie, bo jest tyle rzeczy do zrobienia, że tego cudownego poranka mi zaraz braknie!:) Przed przyjazdem męża muszę się uporać z kilkoma sprawami niecierpiącymi zwłoki i choć pompa z chemią ciąży mi teraz wyjątkowo jak kula u nogi, choć nie mogę nawet wziąć prysznica, to uwijam się w pocie czoła... jak mróweczka... Ale zawsze w takich sytuacjach oczywiście prawo Murphiego robi swoje i do sali wchodzą kolejno, w odstępach kilkunasto-minutowych...
1. To pani doktor prowadząca, która rozwiewa moje wszelkie wątpliwości co do obostrzenia zakazu odwiedzin na Święta.. (gdy ją pytam, czy taki mi wlepi - odpowiada, że powoli zaczynam być wprawdzie na 'spadkach' - jednak wszystko okaże się z poniedziałkowych, rannych wyników krwi ;)
2. To Marta - młodziutka koleżanka spod 18-stki, która właśnie przyszła się ze mną pożegnać, bo wyjeżdża wreszcie po pierwszej serii leczenia, na kilka dni do domu...
3. To pielęgniarka, która usiłuje naprawić piszczącą co chwila, moją pompę, pomimo nieustannego dostępu prądu, pomimo dość niezłego opanowania już schematu naciskania przycisków 'start' + 'ok' ;) w tejże właśnie konfiguracji...
4. To Agatka z propozycją ćwiczeń i gimnastyki, ale widząc mojego elektrycznego przyjaciela na stojaku - odpowiada sobie sama na pytanie - czy dziś ćwiczymy, czy dajemy spokój ;) Ostatecznie składa nam ciepłe i miłe życzenia i oddala na zasłużony odpoczynek, gdyż od poniedziałku będzie miała urlop.
Po tych wszystkich wizytacjach i 'przeszkadzacjach' :) siadam już tylko do moich pilnych spraw, ale wkrótce w drzwiach staje Umiłowany Mój, naprawdę dziś podobny do gazeli, która przygalopowała tu z prędkością niemal światła... a przynajmniej tak mi się to jakoś wydało!...
Od tego czasu wszystko staje się już piękne... Problemy znikają, rozmawiamy, niby jak zwykle podczas takich odwiedzin, a jednak magia chwili trwa i to jest niesamowite! Czuć chyba świąteczny klimat, albo... wielkie podekscytowanie faktem, że to nasze ostatnie takie przedświąteczne spotkanie...
No i wiecie co się stało?! Mąż mi przywiózł prezent! Prezent dla mnie :) Ponoć na niego zasłużyłam i on mi go wydobył spod choinki, której jeszcze nawet w naszym domu nie ma ;) Haha... moim prezentem okazał się nowy telefon, czy tam smartfon! (choć do dziś uparcie twierdzę, że mojemu poprzedniemu niczego do szczęścia ze mną we współpracy nie brakowało... no, może faktycznie poza pamięcią).
Tak więc dostałam nowiutkiego Samsunga Galaxy Core - takiego ślicznego i takiego bielutkiego, jak tu na zdjęciu :) Ucieszyłam się z niego bardzo, choć póki co wydaje mi się dużo za duży, niż mój poprzedni telefon i troszkę czasu upłynie - nim ręka przyzwyczai się do nowych gabarytów, ale... jestem pełna nadziei i otwarta na naszą wspólną, świetlaną przyszłość ;)
Wraz z telefonem przyjechały również nowe płyty: z psalmami TGD (do wspólnego, naszego choinkowego prezentu), ciekawe książki i audiobooki :) O wszystko oczywiście skrupulatnie zadbał mój mąż i teraz właśnie mi to pięknie prezentuje! A ja chłonę te wszystkie rzeczy i radość ogarnia mnie nieopisana, bo doczekać się wprost nie mogę, kiedy odsłucham tego wszystkiego albo poczytam... Ale radość nieopisaną przeżywam jeszcze mocniej, gdy patrzę na rozpromienione oczy Dominika, jego entuzjazm i chęć opowiadania mi o tym z takim przejęciem.. Ech, jaki on fajny, ten mój mąż w roli Gwiazdora ;)
No i są jeszcze pakunki z jedzeniem... Takie wigilijne potrawy, bo to ostatni czas na dostarczenie mi tych wszystkich smakołyków przed Świętami... Na pieczonego łososia rzucam się paluchami jeszcze na zimno... tak samo czynię z pierożkami ze szpinakiem mojej najlepszej teściowej na świecie! A potem wprost muuuuszę spróbować choć ząbka wbić w malutkie uszko z pieczareczką (choć ją akurat dziś omijam ;)
Wszystkie potrawy przechodzą wnikliwą kontrolę jakości i przydatności do spożycia... i wszystko pięknie nadaje się dla mnie, wzbudza we mnie ogromny zachwyt i wilczy apetyt i tęsknotę za tymi szczelnie zagotowanymi smakami w maluteńkich słoiczkach... Niech już będzie wigilia, bo to wielka strata czasu czekać tak bezczynnie do 24-go i wodzić sama siebie za nos ;)
Pani Katarzyna nie odzywając się uprzejmie podczas naszych odwiedzin ani słowem (wyszła nawet w pewnym momencie na korytarz pozostawiając nam swobodę) - będzie miała ze mnie teraz niezły ubaw... Już widzę, jak na mnie patrzy... tak sympatycznie, jak czuła babcia, do której przyszła nienażarta wnusia-studentka ;) Poleci niejeden komentarzyk...;) ale co mi tam... Wiecie co? Naprawdę lubię tą kobietę, szanuję ją i chętnie podejmę rozmowę na temat moich kulinarnych gustów! ...a z nią można o tym naprawdę fajnie sobie porozmawiać... Ma babcia zmysł! ...i nawet na thermomixa w swojej magicznej kuchni... :)
Kiedy odprowadzam Dominika do szklanych drzwi oddziału - znów czuję, że czas upłynął zdecydowanie za szybko, choć z drugiej strony - nie przypominam sobie, byśmy kiedykolwiek mieli go dla siebie tak dużo! Były to niekwestionowanie, najdłuższe odwiedziny Dominika u mnie, a i tak niedosyt jego osobą tak mocno daje mi się teraz we znaki i tak ogarnia mnie już tęsknota...
I co zrobisz?... Nic nie zrobisz... tylko zaniesiesz to ładnie w modlitwie wieczornej do Dobrego Boga i podziękujesz Mu za takiego cudownego człowieka, który obejmując mnie - za każdym razem dodaje mi drugiego skrzydła i wspólnie możemy naprawdę wysoko polecieć... Choćby nawet ponad mury tego szpitala, albo jeszcze wyżej!!! :)))
Samsung Galaxy Core?! Fiu fiu fiu! Domyślam się, że przesiadka byłą przyjemna, ja porzuciłam HTC na rzecz poczciwego Galaxy S (posiadłam go po mężu, który zasłużył sobie na nowy;p). Różnica wieeeeeeeeeelka i już nie wrócę do HTC - i Ty szybko się przestawisz - miłej zabawy Kochana:* Ten Gwiazdor to prawie Ci wynagrodził brak możliwości świętowania fizycznie z bliskimi - piękny ten Gwiazdor, i wspaniałomyślny też wielce:) Miszu Kochany - mogę jutro, w poniedziałek zadzwonić do Ciebie? Bo na maila czasu brak (goście na święta), a i wolę po prostu zadzwonić - nie będę tutaj się rozpisywać przecież… Daj znaka, a jak nie dasz, to i tak spróbuje jutro wbić się w Twój rytm - odbieraj obce numery:* Buziaki i do usły I hope:*:*:*
OdpowiedzUsuńOczywiście Teresko,mozsz do mnie zadzwonic!..odbiore każdy obcy numer od Ciebie;)..tylko przez wzglad na poniedziałkowy busy-poranek proponuje próbowac na spokojnie po godzinie 14..Nie mogę sie już doczekać:**
OdpowiedzUsuńTo ja tak kolo 18 naszego czasu colne do Ciebie, jak wroce z pracy;) tez sie doczekac nie moge:*:*:*
UsuńŻólty (3 cytrynowy) czwartek, magiczny piątek, .... weekend ( czekamy na opis), a teraz życzymy spokojnego ( skoro ma być busy) poniedziałku!
OdpowiedzUsuń