piątek, 27 grudnia 2013

Nocna furia

Kto oglądał "Jak wytresować smoka" - ten wie, że nocna furia to nikt inny, jak super czarny, na pozór bardzo groźny smok, którego jednak udaje się ujarzmić... Tyle tytułem wstępu, gdyż dzisiejsza noc - niczym nieujarzmiony smok odcisnęła swoje piętno na mojej skromnej osobie...

Zasnęłam około 23, słysząc, jak pani Ula miota się z boku na bok i nerwowo liczy barany... Ma kobieta problemy ze snem, wspominała mi nawet o tym, doświadczyłam tego i poprzedniej nocy, a teraz, kiedy radio cicho grało, a ona próbowała usilnie odpłynąć - ja próbowałam skoncentrować się na tym, aby za bardzo nie skupiać się na jej osobie i na tym radiu, do obecności którego nie jestem przyzwyczajona... Obie - bądź co bądź - bardzo się starałyśmy...

W końcu zasnęłam... Szczęście nie trwało jednak długo, gdyż około 0:20 obudził mnie bardzo smutny sen... Śniła mi się Hania, która z jakiegoś powodu płakała i wyciągała swoje rączki ku mnie, jednak ja - nie wiedzieć dlaczego - nie mogłam jej przytulić... To było straszne... długo jeszcze potem płakałam w poduszkę, a gdy wypłakałam już wszystkie nocne łzy - zaczęłam się modlić o to, aby ten sen nigdy, przenigdy się nie ziścił... i tak zmęczona tym wszystkim, ponownie zasnęłam...

Nad ranem znów nocna furia zaczęła się miotać po swym posłaniu... To znaczy pani Ula usilnie próbowała ponownie przejść w stan uśpienia, jednak bezskutecznie... Rzucała się jak ryba po piasku, rozkopywała z kołdry, sapiąc przy tym i fukając jak smok... Dochodziła 5, a ja słysząc te wszystkie odgłosy nie mogłam poradzić sobie z ponownym zaśnięciem... i znowu to samo...

Ile jeszcze nocnych furii musi przejść, ile bezsennych dni i godzin, aby wreszcie przyłożywszy głowę do poduszki poczuć zapach jej księżniczkowego szamponu do włosków...? Nie tak to wszystko... nie tak....

Piątkowy poranek wita mnie wszelkimi możliwymi odcieniami szarości za oknem... Czy tak będzie wyglądał dzisiejszy mój dzień? Taki właśnie z bolącą, ciężką głową...? Bezsilna leżę i modlę się, choć nie przychodzi mi to z łatwością, bo wiele we mnie bólu i żalu... Tylko Ty Boże wiesz, o co mi tak naprawdę chodzi...

Bo nie o to, że jestem tu sama, a one tam... Nie o to, że tęsknota staje się coraz bardziej nie do wytrzymania... Że nikt nie utuli moich dzieci tak czule jak ja, choćby starał się, to w końcu ...się zmęczy... Nie powinnam mieć do nikogo pretensji, ani żalu... Wszyscy bardzo się starają... ale w końcu przychodzi zmęczenie materiału... Potrafię to chyba zrozumieć, ale trudno jest mi to zaakceptować...

Ukojenie przychodzi dopiero w południe. Ma na sobie zabawną koszulkę i kosz pełen skarbów. Wchodzi niczym czerwony kapturek do babci i już od progu roztacza nieziemski zapach tak lubianych przeze mnie perfum... Mąż mój umiłowany... :)


Mój superbohater. Przyjechał, by mnie uratować od głodu i nędzy. I specjalnie wziął ten koszyk wiklinowy, żebym poczuła się jak bajkowa babcia, którą się odwiedza z całym naręczem dobrodziejstw :) Lubię go, wiecie?

Nocna  furia staje na wysokości zadania i opuszcza nawet salę na czas naszych odwiedzin.. A ten - gna jakby ktoś nakręcił wszystkie zegary świata i puścił jednocześnie... tylko czekać, aż wystrzelą...

Mój mąż jest bardzo wyrozumiały... To zdecydowanie nie jest mój najlepszy emocjonalnie czas, wręcz przeciwnie... jeszcze nigdy nie czułam się tak fatalnie... Tęsknota opanowuje mnie i przytłacza, ponure myśli związane z wyglądem i jeszcze te wątpliwości... Czy aby na pewno Bóg chce, żebym żyła? Czy życie po przeszczepie będzie dla mnie łaskawe na tyle, że wszystko się przyjmie jak należy i nie zdarzy się jakieś nieoczekiwane kuku?

Wątpliwości...
Nie wiem skąd się wzięły, nie wiem dlaczego mnie dopadają... ale są moimi zmorami. Przychodzą w nocy, wyciskają ze mnie wszystkie łzy i zalegają potem gdzieś z tyłu głowy...Panie Boże... przecież rozpoznałam już Twoją wolę, wiem, że chcesz dla mnie zdrowia, bo mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia na tym świecie...

Dziękuję Kochanie za zdjęcia dziewczynek... One pomagają mi choć częściowo pozbyć się tych wstrętnych i natrętnych myśli-wątpliwych... Przysyłaj mi codziennie takie dowody na istnienie tych naszych aniołków... Bardzo tego potrzebuję, bardzo tęsknię...

Obiecuję też, że nie będę już więcej chodziła do dziewczyn... Tak, wiem, że to jest wylęgarnia posępnych myśli i wątpliwości... Ostatnio nawet Beata powiedziała mi, że pisanie bloga o białaczce przynosi pecha, bo w większości, jak nie w każdym z tych przypadków - ostatniego wpisu dokonuje ktoś z rodziny, informując o dacie pogrzebu...

Czyż to nie absurdalne i śmieszne...?
Ale skutecznie zasiała mi ziarno zwątpienia... Muszę się pozbyć tych głupich myśli... przemodlić to wszystko raz jeszcze, zebrać się w sobie i... odkurzyć swoje podrdzewiałe ostatnio hasło 'Coco jumbo i do przodu!'...

Potrzebuję teraz dużo dobrych myśli i energii... Te dwa emocjonalne wampiry wyssały ze mnie ostatnie krople pozytywnych soków... Muszę się szybko ogarnąć i wrzucić tryb 'live', bo sama się męczę z tym moim smutnym myśleniem... Tylko to wszystko nie jest takie proste... Zwłaszcza, że buzia spuchnięta i boląca, Dominik daleko, tęsknota za dziećmi rozkłada mnie na łopatki już od bardzo, bardzo dawna, a nocna furia nie pomaga w regeneracji sił i przetrwaniu nocy...

Czekam lepszych dni...

1 komentarz:

  1. Spokojnego wtorku! Powinien też być miły specjalnie dla Ciebie po tych ostatnich przebojach. I przespanych nocy.. I zadnych wątpliwości i posępnych myśli- never ever! I chyba wprowadzimy zaocznie zakaz odwiedzin u nakręcających spiralę złych myśli koleżanek. Przecież wiesz najlepiej, jak nikt inny, ze zycie ma sens i trzeba walczyc. A KTOS Z GORY bedzie Tobie pomagal. A poza tym kazdy ma ustaloną swoją drogę. I tekst o pechu jest irytujący-my w takie brednie nie wierzymy! I w ogóle sama na pewno wiesz- co chcemy teraz Tobie przekazac- wiec nie będziemy rozwlekac posta w nieskonczonosc. Zwlaszcza, ze bateria słaba...
    P.S. 1. Nawet jak pani nr x odejdzie- pojawi się nastepna- pani xx - może lepsza jako wspóllokatorka, może taka sama (oby nie chrapała w nocy)- więc zyczenia podtrzymujemy.
    P.S. 2. Podobno dobrze przyrządzona wątrobka jest bardzo dobra. Podobno... Jest wiele innych zdrowych rzeczy ;-) Jest też wątrobianka, ktorą od czasu do czasu jadamy -ma podobną nazwę ;-)
    P.S. 3. FURIE bywają różne. Duże, małe, chrapiące, wiercące, z powtórzeniami lub bez... Mala furia budzi się w środku nocy (jak dziś, akurat kiedy można pospać 2godz dłuzej) wgramala sie do łozka i wierci niemilosiernie usilujac znalezc odpowiednia pozycję. I rzuca nozkami na prawo i lewo wykonujac przy tym specyficzny kopany masaz twego ciała. A potem jak nastepuje chwila spokoju stwierdza, ze jest strasznie glodna i musi coś zjeść. W końcu zaczynaja dzwonic budziki, furia rozbudzona w najlepsze... Ale może w końcu zaśnie i komuś uda się jeszcze, pewnie nie takłatwo, też zasnąc i pospac do 7-8? Kiedy to furia oznajmi, ze juz dzień i pora wstawac. I ze jest glodna of course.

    OdpowiedzUsuń