wtorek, 24 grudnia 2013
Cała prawda o wigilii...
Od rana czuć tę atmosferę!! Czuć ją na korytarzach, w salach... U mnie czuć ją już od 3:59, kiedy to mój pęcherz zbudził mnie i zaprosił niezwłocznie do toalety. Gdy z niej wróciłam - długo nie mogłam zasnąć, a gdy wreszcie zasnęłam... przyszły pielęgniarki i utoczyły ze mnie krew do porannych badań ;)
Podczas wizyty lekarskiej pani Katarzyna dowiaduje się, że dziś może iść do domu. Radość więc z tego tytułu trwa i teraz moja współlokatorka rozpoczyna pakowanie... Moja pani doktor przychodzi do mnie godzinę później i mówi, że jeszcze nie ma wyników genetycznych krwi, że od dziś zaczęły się już zaplanowane i oczekiwane spadki, a zaglądnąwszy do mojej buzi - stwierdza, że oto jestem "ugotowana"... Jeszcze wtedy nie do końca rozumiałam o czym mówi moja pani doktor, wkrótce jednak miałam się o tym przekonać, gdyż wszystko "już się rozpoczęło"...
Na zakończenie wizyty wręczam dr D. czekoladki, kartkę i składam jej życzenia. Jest bardzo uśmiechnięta i... wydaje się być onieśmielona? Cała jej siła i pewność siebie w tej jednej chwili pryskają jak mydlana bańka i pani doktor patrzy na mnie teraz oczami małej dziewczynki, która znalazła pod choinką prezent... To bardzo miłe! Widać, że szczerze przyjęła życzenia, a skromny podarek potraktowała indywidualnie, a nie - jak jeden z wielu pewnie dzisiaj przyjętych...
Z domu dochodzą mnie wieści, że cała moja rodzinka zgromadziła się już u babci Uli i dziadka Stefana. Trwa radosne oczekiwanie na pierwszą gwiazdkę, u mnie zaś trwa poobiednia koronka, a zaraz po niej zasłużona drzemka.Gdy się budzę - znajduję w moim telefonie 17 nowych sms-ów i 2 połączenia nieodebrane... a wśród tych wszystkich sms-ów jest ten jeden, od męża - "Skype... szybko! :)"
W jednej chwili podrywam się z łóżka jak oparzona i uruchamiam transmisję live z wigilijnego stołu, gdzie trwa akurat łamanie opłatkiem i składanie życzeń... Jak miło to wszystko jest zobaczyć! Bogu niech będą dzięki za cud techniki, jakim jest połączenie internetowe :))
Podglądam więc sobie wigilijny wieczór u moich rodziców, gdzie Hania rozpromieniona rozpakowuje kolejne prezenty... W międzyczasie postanawiam przyłączyć się do wspólnego biesiadowania i... wyruszam do swojej, szpitalnej lodówki aby coś przynieść, zagrzać i zjeść...
A wtedy okazuje się, że... większość moich pochomikowanych zapasów, odłożonych właśnie na wigilię - zdążyła się popsuć i zdezaktualizować... Nici więc z rybki po grecku, nici z pierogów ruskich... Został jedynie barszczyk i... wczorajsza pizza... Dobre i to - myślę sobie... Odgrzewam więc wszystko w mikrofali, wracam do swojej sali (jestem w niej teraz tylko ja), by rozpocząć swoją wigilijną wieczerzę...
I gdy tak sobie patrzę z perspektywy wielkiego brata na te rodzinne święta, to dochodzę do wniosku, że czasami przydałoby się, aby rodzice spojrzeli na siebie właśnie tak z dystansu, jakby "z boku" - bo mnie dziś od patrzenia momentami przykro się robiło i nerwy brały górę nad klimatem i wyjątkowością wigilijnej, świętej nocy...
Teraz Dominik z dziewczynkami przenoszą się - jak co roku - na drugą wigilię, do jego rodziców... Tam niestety nie udaje nam się nawiązać połączenia on-line, dlatego też wyruszam w odwiedziny do dziewczyn - do Beatki i Ewy, które zapraszają mnie już od dłuższego czasu... (że też żadna z nich nie wpadła na podobny pomysł, aby się połączyć ze swoją rodziną przez skype-a i tak przeżywać wspólnie czas wigilijnej kolacji, tylko siedziały przez cały czas odcięte od rodziny i dołowały się w ten radosny, wigilijny wieczór)...
U dziewczyn spędzam jakąś godzinę, albo dwie... Ewa częstuje mnie wyśmienitym serniczkiem produkcji jej mamy, Beatka zaś piernikiem made by Biedronka, ale bardzo pysznym, takim w glazurce... Ja częstuję dziewczyny... wigilijną pizzą, choć początkowo mają takie opory (boją się i drżą o wszystko, co wkładają do buzi), że jeszcze moment, a bez wahania zabrałabym pizzę z powrotem do siebie i zjadła sama!
Przyznaję... wymęczyły mnie kompletnie te odwiedziny!! wyssały ostatnie resztki pozytywnego myślenia i dobrego nastroju... Co za emocjonalne wampiry :// Gdy tam wchodziłam - tryskałam energią i dobrym humorem - ale od pewnego momentu - czekałam tylko, aby jak najszybciej stamtąd wyjść... a one - niechętnie mnie stamtąd chciały wypuścić...
Z pomocą jak zwykle przyszedł mój mąż, który po prostu do mnie zadzwonił, aby zdać relację z kolejnej wigilii i oznajmić, że oto właśnie zbierają się już do domu... Wyszłam od dziewczyn i ledwo powłóczając zmęczonymi nogami - doczłapałam się do swojej sali... Tam próbowałam jeszcze resztkami sił znaleźć jakąś pasterkę na 22, ale gdy okazało się, że nic takiego w internecie nie ma (wszystkie pasterki zaczynały się od 23:30...) - postanowiłam położyć się spać...
W buzi, oprócz pozmienianego od rana smaku - zaczęłam odczuwać coś jeszcze... "Ugotowana" - powracało teraz jak mantra w mojej głowie.. co to znaczy być "ugotowana"...? Wprawdzie pani doktor na początku tego cyklu leczenia wspominała, że Metotrexan potrafi nieźle zamieszać w buzi, żeby się pilnować, dbać o higienę jamy ustnej, zmieniać szczoteczki do zębów co tydzień, płukać buzię i takie tam.... ale to mnie przecież nie dotyczy... Z moją buzią jest i będzie przecież wszystko OK... czyżbym jednak była "ugotowana"...?
Dzień kończę o 1:30, kiedy to mąż mój wróciwszy z pasterki rozmawia się ze mną po raz ostatni ;) Wymieniamy myśli, spostrzeżenia, opinie, a także zdjęcia! ...kluczowe elementy dzisiejszego wieczoru. Bez nich byłoby mi ciężko wyobrazić sobie jak wygląda Hania, czy Ala... a wyglądają dziś wyjątkowo ślicznie! Zresztą jak i mój mąż - przystojniacha ;) Tak minęła mi wigilia... Oby pierwsza i ostatnia taka w moim życiu, bo ponad nowosolską pizzę i colę dużo bardziej cenię sobie pierogi z kapustą i grzybami i barszcz z uszkami... w gronie rodzinnym :))
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ale super zdjęcie:) I jest śnieg!!!:)
OdpowiedzUsuńI nawzajem Kochana choć nie są pewnie dla Ciebie tam radosne święta, jakie byś chciała ale pomyśl sobie, że za rok będą przecudowne :-* Wszystko jest na dobrej drodze, bo muuuusi!!! Życzymy dalszej wytrwałości i duuuuużego powera na dalsze dni. Ściskamy mocno :-*
OdpowiedzUsuńRodzinka z Piły