Pielęgniarki uwijały się jak pszczółki, a wszystko to z powodu wizyty profesora, która nie odbyła się wczoraj... Za chwilę miał się pojawić na oddziale, wybiegłam więc szybko do łazienki, aby chociaż zdążyć umyć zęby przed jego przyjściem ;)
Dzisiaj był sam, jedynie w asyście mojego lekarza, doktora D... Zbadał mnie i od razu przeszedł do sedna: "Widocznie ten dawca nie był dla pani odpowiedni"... Po wizycie zjadłam śniadanie i tak naprawdę nic się szczególnego potem nie działo, aż do godziny 14:35, kiedy to przyszedł pan doktor z wypisem i opowiedział mi, co następuje...
W oczekiwaniu na pana doktora zaczęłam się powoli pakować, by być już zwarta i gotowa, kiedy przyjdzie czas opuścić szpitalne mury... A cały ten proces wyglądał dosłownie tak:
1. pakowanie 2. spakowana
Dominik odebrał od oddziałowej wielki wór mojego przeszczepowego dobytku, ja zaś czekając w sali na doktora zostałam z komputerem i kilkoma podręcznymi rzeczami, które zaraz po opuszczeniu śluzy przerzucę do torebki...
Ostatni rzut na oddział... (mam nadzieję - do zobaczenia już wkrótce), ostatni rzut na śluzę (w końcu udało mi się pstryknąć chociaż jedną, poglądową fotkę ;) i... w drogę!
Ta część szafy po lewej stronie należy już do 'oddziału', zaś część po stronie prawej to półki, na których znajdują się tzw. ubrania zewnętrzne, popakowane odpowiednio w opisane siatki i worki foliowe...
Dziś we Wrocławiu wyjątkowo paskudna pogoda... Od rana leje deszcz i smaga wiatrem wszystkie okoliczne drzewa... Zielona Góra taka nie jest... Tam dzisiaj świeci ładne słońce, a w zasadzie to najjaśniej świecą dwa takie małe słoneczka mamusi, które czekają wieczoru, kiedy to znów złączymy się wszyscy i będziemy wspaniałą, jedną Rodzinką.
Do następnego!
Chwała Panu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz