Dziś na śniadanie miła odmiana: 4 kromki chleba z serem topionym... Zajadam więc ze smakiem przygotowane przez siebie kanapki, popijając szpitalną herbatą...
Dziś ślub biorą nasi przyjaciele... Od rana więc fruwam myślami wokół naszego wielkiego dnia, sprzed prawie 6-ciu laty... Wspomnienia wracają i wtedy znów robi mi się tak niewyobrażalnie ciężko na sercu...
Tracę ducha...
Grunt rozmywa mi się pod nogami... czuję się strasznie przytłoczona i rozgoryczona i... sama nie wiem tak naprawdę czym... Znów słońce za mocno świeci, akurat w te części okien, gdzie rolety nie dochodzą... akurat mi prosto w twarz, akurat na ekran mojego monitora, że nic nie można zobaczyć...
Zaczynam czytać książkę, ale oczy same mi się zamykają... Niedługo spotkanie Kręgu, a ja taka rozmemłana... Znów dzisiaj modlitwa nie przychodziła mi łatwo, znów pielęgniarki tylko czyhały na to, by mi dopiec...
Wreszcie coś pękło...
Była godzina 16:15 kiedy doznałam olśniewającej łaski, poczułam w sercu upragniony pokój i wszystko wydało mi się znowu możliwe do osiągnięcia... Znów zaczęłam marzyć o wszystkim tym, co mam jeszcze do zrobienia, kiedy wrócę! Znów wszystko stało się takie proste, a ludzie przyjaźni...
Przez dobrą godzinę tak się czułam... A kiedy Krąg się skoczył - czar prysł! Zaczęłam się ponownie zastanawiać nad sensem istnienia, i kiedy tak siedziałam w zadumie - do sali weszła nieoczekiwanie jedna z pielęgniarek. A ponieważ od początku wydawała mi się sympatyczniejsza, niż pozostałe jej koleżanki - postanowiłam ją zagadnąć o listę przeszczepową z produktami dozwolonymi i zakazanymi...
Po kilkunastu minutach przyniosła mi ową listę, na której jak byk widniało czarno na białym:
Znowu dopadła mnie ta przeraźliwa chandra i zwątpienie w czynnik ludzki... Zbliżał się wieczór, kiedy po raz kolejny poczułam z szumiącej klimatyzacji ten nieziemski zapach bzów...
Podeszłam do stolika z telewizorem, na którym, jak co dzień - czekała na mnie kolacja. Mimowolnie spojrzałam przez okno... Oprócz kapliczki z Matką Bożą, która niezmiennie wisiała na swoim miejscu, dookoła tego drzewa życie kwitło w najlepsze, sprawiając wrażenie jakby letniego parku...
Ławki, na których teraz nikt nie siedzi - zapełnione były rozmawiającymi mężczyznami w różnym wieku. Ich ubiór zdradzał, że są pacjentami... Zarzucone na piżamy lekkie kurtki wiatrowe, nadawały specyficzny klimat temu zjawisku...
Przypatrywałam się też, jak na innych ławkach - po drugiej stronie wielkiego dębu - toczy się zwyczajne życie paru nastolatków, którzy pochłonięci jedzeniem lodów na patyku, żartują i przekomarzają się ze sobą...
Na innych jeszcze ławkach siedział ok. 10-letni chłopiec razem ze swym dziadkiem - pacjentem w granatowym szlafroku i kapciach, a kilka metrów dalej - rodzice chłopca...
Raz po raz ktoś przechodził wąskim chodnikiem, jedna pani nawet z kijkami... To przejechał samochód, to rower... Życie na terenie szpitala wręcz kwitło!
Stałam tak w tym oknie i chcąc czy nie chcąc - wbrew wewnętrznym przekonaniom;) - stałam się zwyczajną podglądaczką życia podwórkowego... Naszykowałam sobie kanapki i przegryzając kolejne kęsy, uczestniczyłam we wszystkim tym, co się działo na placyku pośród zieleni...
To dawało mi wiele radości...
Kiedy młodzież zjadła lody, na ich miejsce usiadł wnuczek z dziadkiem, zaś rodzice chłopca przenieśli się na ławkę obok. Dziadek musiał opowiadać coś bardzo interesującego, bo gestykulował przy tym zawzięcie...Wnuczek słuchał go z uwagą, a potem zaczął zadawać pytania...
Ech, lepsze to niż tania telenowela z telewizora, którego pielęgniarki w końcu przykryły, bo tylko stał i się kurzył nieużywany... podobnie zresztą jak dekoder ;)
Po dłużej chwili tego podglądactwa, powróciłam do swojego świata... Do łóżka jak z serialu "Na dobre i na złe" ;), do sterylnego sikania, oraz do niezliczonych zdrowasiek, których na wieczór zostało mi do odmówienia jeszcze bardzo dużo..
Walczyłam pomimo zmęczenia, choć powieki opadały, podobnie jak całe moje ciało, wiedziałam, że muszę się z tym zmierzyć! Nowenna trwa... A ja trwam razem z nią... Na dobre i na złe :P
Pomimo zwątpienia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz