czwartek, 3 lipca 2014

Pajęcze wieści...

Dzień zaczął się tak słonecznie... Az miałam ochotę wyskoczyć z łóżka i zacząć śpiewać... Zamiast tego w drodze do łazienki zaczęłam nucić sobie pod nosem różne wesołe piosenki...

Po porannej toalecie nastąpiło śniadanie, a zaraz po nim wizyta z profesorem. Wcześniej jednak do sali wszedł mój doktor prowadzący i tak zaczął rozmowę: "Pani Doroto muszę to powiedzieć szybko i treściwie". Wiedziałam że to nie wróży nic dobrego, NIC... Doktor przeszedł od razu do sedna: "Mamy małe problemy z dawcą, u którego wynikły jakieś problemy pulmonologiczne. Poznań teraz go bada, myślę że to potrwa kilka dni. Sprawa raczej rozwinie się in plus, ale oni to muszą mieć wszystko na papierze, więc musimy trochę zaczekać".

Stanęły mi łzy w oczach... A pan doktor kontynuował swój monolog o tym, iż od jutra nie będę jeździła na naświetlania i że termin przeszczepu również przez to ulegnie zmianie... Wprawdzie nie wypuszczą mnie teraz do domu, bo to ma potrwać od kilku dni do tygodnia, jednak dla mnie to oznacza dodatkowy czas spędzony bez sensu w szpitalu...://

OBY tylko płuca tego dawcy okazały się zdrowe, nie chcę nawet myśleć, co się może wydarzyć w przeciwnym razie... Błagam Was o modlitwę w tej intencji... Błagam Boga o litość... Błagam... niech ten koszmar się już skończy...

Gdy doktor wyszedł z sali, milion myśli przebiegło mi po głowie... Głównie jednak dominowało uczucie niewyjaśnionej paniki, strachu, zawieszenia w bezczasie, bezradności i zagubienia...

Co teraz ze mną będzie? Kiedy w końcu wrócę do domu? Czy mogę liczyć na jakiś cud? Do kogo zgłosić się, by mi w tym cudzie dopomógł ? Rany... jak ja nie lubię takich chwil, kiedy czuję, że świat wali mi się na głowę... Kiedy wpadam w przerażającą otchłań nicości, z której wyjściem jest jedynie pomyślny przeszczep... Dlaczego do niego tak po prostu nie może DOJŚĆ?

Już było tak blisko... Już od jutra miałam zacząć jeździć na naświetlania... i wszystko miało się już rozpocząć, żeby wreszcie wydarzył się długo oczekiwany dzień, 10 lipca...

Dwa dni temu w łazience spotkałam pająka... Pierwszą myślą, która mi wtedy przyszła do głowy, było: "Oho! Na pewno przyszedł z jakąś nowiną" Ale szybko potem oddaliłam od siebie te myśli, bo i z jakąż wiadomością mógłby przyjść do mnie mój doktor? Przecież wszystko póki co postępowało zgodnie z planem...

3 komentarze:

  1. Dorotko - modlimy się o dawcę i o Ciebie... I przytulamy z całych sił...

    OdpowiedzUsuń
  2. całusy w Twoje poturbowane serce i ciało! jestem z Tobą! każdego dnia...kasia l.

    OdpowiedzUsuń
  3. Julia mówi : karaluchy pod poduchy ciociu :*

    OdpowiedzUsuń