Drugi kwietnia. Taka data od dziewięciu lat stanowi dla mnie zawsze ważny przystanek na mojej drodze, po której co dzień tak szybko pędzę...
Dzień rozpoczęłam od nieprzespanej nocy, (czy to już pewien standard?!) tym razem jednak powodem była często wzywająca mnie do siebie toaleta, bo się z Martą najadłyśmy wczoraj chipsów (zresztą mrówkom też się trochę skapnęło) i nas suszyło. A jak nas suszyło, to trzeba było dużo pić. A dalej to już wszystko jasne...
Podczas tej nocy moje myśli biegały po różnych drogach... Szczególnie jednak po tych, które chciałabym zrealizować jeszcze przed przeszczepem. A jest ich tak wiele... Tak wiele rzeczy do zrobienia, tak wiele smaków do odkrycia, tak wiele słów do wypowiedzenia Hani, Ali...
Dziś znowu niczego się nie dowiedziałam od mojej pani doktor. Nawet jej o to nie pytałam. Ona z kolei pytała mnie o samopoczucie i między wierszami przeczytałam, że jest bardzo zadowolona z mojej kondycji psycho-fizycznej. Sama nawet przyznała, że wszystko to tak dobrze przechodzę i nic się mnie nie czepia niepożądanego... Było mi bardzo miło słuchać tego wszystkiego, bo miała taki szczery i budujący uśmiech :)
Po wizycie rozłożyłam się na dobre z kartkami i w zasadzie przesiedziałam nad moim tymczasowym biureczkiem wiele ładnych godzin...
Rezultatem było powstanie 16 nowych kartek wielkanocnych. W międzyczasie słuchałam sobie w radiu mszy świętej poświęconej pamięci JP II ze stadionu w Wałbrzychu (akurat taką transmitowało radio Maryja) oraz moje standardy jak różaniec o 20:00 i Apel Jasnogórski o 21:00.
Dzień zakończyłam bardzo wyczerpana, oczy same zamykały mi się, a nogi wcale nie chciały prowadzić do łazienki ;) Ale resztką sił umyłam grzecznie ząbki i weszłam do łóżka. Nie wiem kiedy zasnęłam, ale obudziłam się dopiero o 6:00, kiedy to nadeszły pielęgniarki utoczyć ze mnie kolejną porcję świeżej krwi... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz