środa, 26 marca 2014

Tydzień za mną...

A dzisiaj już środa... i mija tydzień, odkąd tu tkwię. I z pewnego nabieranego, szpitalnego doświadczenia muszę przyznać, że po tym pierwszym tygodniu to już jakoś tak ten czas nawet nieco przyspiesza... Niech goni... i niech mnie z powrotem do domu przywiedzie! :) Święta trzeba szykować... pisanki z dziećmi robić!

8 miesięcy temu urodziłam Alę. Dziś Ala ma swoje kolejne 'małe urodziny' - tak je nazywam co miesiąc, każdego 26-go, przez pierwszy rok :) Potem u dzieci czas biegnie zupełnie inaczej, jakby szybciej... też tak macie?

Minęło też pół roku mojego zmagania z ALL... wchodząc do szpitala był początek jesieni, dziś za oknem piękna wiosna... Pół roku trudnej, niepewnej walki tak naprawdę z własnymi słabościami, bo jak tu nazwać nieustanny ból psychiczny rozłąki i tęsknoty, ból fizyczny tych wszystkich skutków chemioterapii, lęk przed każdym ukłuciem i wynikiem badania szpiku...

Dzisiaj jestem już w zupełnie innym miejscu... W innym punkcie, mam inne odniesienia, ale wciąż ta największa niepewna czai się przede mną... przeszczep... i co potem? Słyszy się, że ludzie żyją po przeszczepach, nawet długo ;) Haha! to świetna wiadomość! ...bo nie interesuje mnie żadna inna opcja, niż uczestniczenie w życiu moich dorastających dzieci, odkrywaniu razem z nimi świata, pokazywaniu im prawdy i dobra, odkrywaniu wraz z nimi obecności Boga w każdym, nawet najmniejszym liściu... i chcę je zabrać jeszcze w tak wiele miejsc!!

Ostatnimi czasy dostałam mnóstwo miłych wiadomości od przyjaciół, albo dalszych znajomych, którzy dowiedziawszy się o organizowanej w Zielonej Górze akcji pozyskiwania potencjalnych dawców szpiku, za pośrednictwem fundacji DKMS dowiedzieli się jednocześnie o tym, że chodzi właśnie o mnie... Często z niedowierzaniem pisali mi na FB, albo mailowo o swojej gotowości pomocy i deklarowali swój udział w rejestracji 13 kwietnia... Jakież to miłe, pojęcia nie macie... :))

Dziś ruszyło już pełną parą w naszym mieście nagłaśnianie tejże akcji, z udziałem 'mojej twarzy' oraz mojej historii życia... I choć w momencie podejmowania decyzji, czy zgadzam się na udostępnienie 'swojego wizerunku', wiedziałam o tym, że dla mnie znalazł się już dawca - postanowiłam nie wycofać się z partnerowania Jackowi - drugiemu zielonogórzaninowi dotkniętemu białaczką - w tym szlachetnym geście...

Wierzę, że dzięki 'dziewczynie z plakatu' - wkrótce sami przekonacie się, jak bardzo chwytającego za serce ;) zmięknie niejeden i choćby powodowany tą litością przyjdzie się zarejestrować. A o to właśnie chodzi! Im Was więcej, tym więcej osób chorych ma szansę na odnalezienie swojego bliźniaka genetycznego - jakkolwiek górnolotnie to brzmi ;)

Rozpuszczamy więc wici gdzie się da - puszczamy info w swoich pracach (wkrótce do odebrania będą plakaty z naszymi zdjęciami - Jacka i moim) i... czekamy na odzew! :) Może przy dobrych wiatrach sama przyjdę pod Centrum Biznesu w Niedzielę Palmową, jeśli oczywiście moje wyniki pozwolą na opuszczenie do tego czasu szpitala ;) To by była prawdziwa atrakcja! ;)

No i kolejny dzień za mną, kolejny odhaczony... samopoczucie dobre, wyniki póki co stoją w miejscu - ani w górę, ani w dół... Czekamy...

2 komentarze:

  1. Wiadomość o akcji poszła w świat. Dotarła do mnie z różnych stron. Będzie się działo. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję :)) Jesteście niesamowici! :)

    OdpowiedzUsuń