Uff... no to wracam do żywych! :) Pierwszy dzień roku przywitałam godzinkami z Radiem Maryja, potem krótka gimnastyka, śniadanko (buzia powoli goi się!!) i... ponownie otworzyłam swój kolorowy warsztat scrapowy! Przed nami cały nowy rok - a wraz z nim tyyyle okazji do stworzenia kartek... Mam nawet mini-biznes-plan nieco zarobić jeszcze w styczniu w szpitalnych warunkach ;) Wszak pielęgniarki + walentynki = całkiem podatny grunt do tego, aby wpadło kilka złotówek na kolejne materiały ;)
Tylko koniecznie ktoś, kto się będzie do mnie wybierał w najbliższych dniach, musi mi dowieźć niezbędne rzeczy (papiery, kwiatki i bazy), bo z zestawu bożonarodzeniowego pomimo moich najszczerszych chęci i super fantazji nie wyczaruję niczego extra ;) Tworzę więc tak sobie już od przedpołudnia, radio RMF Classic cudownie przygrywa mi w tle, popijam sobie cappuccino, zagryzając serniczkiem mojej siostry (zrobiła specjalnie dla mnie z ksylitolem zamiast cukru :*) i... postanawiam wraz z Nowym Rokiem, że już nigdy nie będę smutna! ;) pozdrawiam!
Dzień minął mi więc na radosnym tworzeniu, a czynności tej towarzyszył przez cały czas świetny humor i banan na mojej na twarzy! :) W pewnym momencie do sali weszła pani Krysia i zapytała co robię... A zaraz potem rzuciła chyba tak tylko na zaczepkę: "A zrobiłabyś mi też taką śliczną karteczkę?". A ja jej na to - "Oczywiście Pani Krysiu! Dla pani zawsze." - jej zdziwienie było widać spore... "A ja mam jutro rocznicę ślubu" - pochwaliła się moja ulubiona pani salowa. "No to tym bardziej zrobię pani karteczkę!" - odpowiedziałam i przy okazji wypytałam o imię męża i to, którą rocznicę będą świętować. Pani Krysia nie wierzyła, że mówię poważnie, że jestem w stanie jej zrobić kartkę, zaczęła mi dziękować i znów obdarowała jednym z tych zaczarowanych uśmiechów, które tak na mnie działają!
Tworzenie w pustej sali ma to do siebie, że człowiek zaczyna zachowywać się jak jedynak w swoim własnym pokoju ;) rozkłada się więc na sąsiedniej szafce, zajmuje całą łazienkę - wszystkie te półeczki kafelkowe i prysznicowe... A ponad to wszystko - zaczyna śpiewać! Nuci pod nosem podczas mszy świętej, mruczy podczas obiadu i kiedy w radio usłyszy jakiś znany utwór - wtedy już w ogóle śpiewa pełną parą... ;)
Tworzenie w jednej, takiej samej (jak ja to nazywam) 'skulonej' pozycji ma te minusy, że człowiek po pewnym czasie się męczy i zmęczenie to niestety daje się wieczorem we znaki... Dopada znienacka, a kiedy orientuję się, że chyba za długo przesiedziałam pochylona nad moimi robótkami - zazwyczaj jest już za późno, a wtedy nagła potrzeba odpoczynku i położenia się jest nie do odparcia! Myślę już tylko o jednym: "Kłaaaaść się! i to na już" :)
Pozbierawszy więc cały kolorowy grajdołek - układam się wygodnie na łóżku, odpalam pierwszą z brzegu mszę na 18:00, zalewam pieczarkową amino z chińskim makaronem i... słyszę pukanie do drzwi... To Ewa. Przyspacerowala do mnie z oddziału A, bo - jak stwierdziła - spędziwszy cały dzień przed komputerem w 'skulonej' pozycji - poczuła potrzebę rozruszania kości i... tak nogi ją zaprowadziły do mnie...
Przyznam, że nie byłam zachwycona tymi odwiedzinami, gdyż według noworocznego postanowienia - miałam unikać wszelkich kontaktów z tą dziewczyną (i jeszcze ta drugą :P, ale ona na szczęście od wczoraj jest już w swoim domu, z dziećmi), a ponad to - właśnie za chwilę miała się rozpocząć msza święta, której tak pragnęłam być zdalnym uczestnikiem...
Ewa pożaliła się trochę na swoje samopoczucie, na naszą panią doktor (że jej nie informuje o wynikach badań i o spadkach) i w ogóle, tym swoim standardowym, smutnym tonem głosu oznajmiła wszem i wobec, że jest zmęczona już tym wszystkim... No to jej odpowiedziałam, że ja też dzisiaj nie czuję się najlepiej - i symulując trochę zły stan zdrowia (ech, mam troszkę wyrzuty sumienia, ale tylko troszeczkę ;)) - miałam zamiar jak najszybciej pozbyć się z sali tego pesymistycznego osobnika...
Ewa w końcu zorientowała się, że chyba jest troszkę persona non grata i stwierdziwszy "Dooobra, nie będę Ci przeszkadzać" - opuściła moją salę, a ja rzuciłam się wręcz do słuchawek i tym sposobem zdążyłam na pierwsze czytanie... Msza dała mi dużo dobrego do myślenia.. Napełniłam się pozytywną energią, moje myśli skierowały się z powrotem na boże tory... W ramach kazania został odczytany list papieża Franciszka na Światowy Dzień Pokoju i przypomniałam sobie, jak to było miło spędzać Sylwestra razem ze wspólnotą z Taize swymi czasy :) W mojej głowie zrodziły się całkiem konkretne postanowienia, padły mocne obietnice, a nawet spróbowałam wejść wraz z Nowym Rokiem w pewne przymierze z Panem Bogiem...
Tylko nie wiem, czy była to bardziej próba przekupstwa z mojej strony, czy zaproponowane przeze mnie warunki są dla Boga do zaakceptowania... Stawka jest wysoka - moje życie... W zamian... aaa... to już nasze ustalenia ;) I tak się właśnie cały czas zastanawiam, czy Pan Bóg bywa przekupny? Czy proponowane przeze mnie bombonierki są w stanie zadowolić Go na tyle, by przepchnął mój projekt o życiu? W sumie co Mu zależy? ;)
I gdy tak sobie leżałam i rozważałam to wszystko w swoim sercu ;) Oto połączył się ze mną mąż mój ulubiony, aby przesłać mi kolejny filmik z Hanią, jak tańczy sambę (czy tam salsę - powiedziałabym że oba tańce na raz w połączeniu jeszcze z zumbą i tańcem brzucha!) do muzyki z bajeczki 'Rio' - udało mi się nawet znaleźć na YouTube dokładnie ten sam fragment, do ktorego ona tańczy - szkoda tylko, że na tym filmiku brakuje mu dosłownie parunastu sekund do końca piosenki, ale sens jest ujęty :)
Jak ona wywija na tym filmiku! O rany... już nie mogę się doczekać, aż kiedyś zobaczę to na żywo!... Na filmie jest też widoczna Alunia leżąca na swojej macie... i powiem Wam, że też ją kręci ta bajeczka. Wpatruje się w te wszystkie papugi jak zaklęta ;) i patrzy na tańczącą siostrzyczkę... ooooch, pójdzie w jej ślady, bez dwóch zdań! Nawet próbuje się przyłączyć śpiewem - skrzeczy coś tam po swojemu i jest wyraźnie z siebie zadowolona!
Odtwarzam więc filmik po stokroć, a potem jeszcze długo w noc prowadzimy z mężem telefoniczne rozmowy hipotetyczne, podczas to których śmiejemy się w stanie przed-głupawkowym i przeglądamy internetowe sklepy zoologiczne w poszukiwaniu niebieskich papug dla naszej córeczki, która na widok Blu - głównego bohatera bajeczki, który jest arą modrą - dostaje pozytywnego szału... No i czytamy... Ara zielonoskrzydła (bo ary modre są gatunkiem chronionym)... cena 9 900zł ;P I tak zastanawiamy się z Dominikiem, czy mamy wolne dziesięć patyków na taką papugę dla naszego dziecka ;) no i dochodzimy do wniosku, że nie mamy...;) Ale przynajmniej jest zabawnie i o to właśnie chodzi :)
Dzień żegnamy dość późno, bo grubo po północy, wrzucam sobie jeszcze na dobranoc kilka modlitw, które usypiają mnie i tak oto upływa mi dzień pierwszy tego Nowego Lepszego 2014 Roku!
Wszystkim z Was, czytającym i trwającym tu ze mną - składam wraz z Nowym Rokiem najserdeczniejsze życzenia MIŁOŚCI... bo nawet, jeśli w życiu zabraknie zdrowia - to z pomocą miłości jesteśmy w stanie uporać się ze wszystkim... Ale jeśli w życiu zabraknie MIŁOŚCI, to co nam po tym, że będziemy zdrowi... Dobranoc :*
Szczęśliwego Nowego Roku Dorotko. Przede wszystkim duuużo zdrowia i sił na dalsze zmagania. Od dłuższego czasu śledzę Twojego bloga i z niecierpliwością czekam na każdy kolejny wpis. Jesteś niesamowita. Podziwiam Twoją radość życia i to pozytywne nastawienie do świata. Cieszę się, że lepiej się czujesz. I bardzo mi się podoba Twoje noworoczne postanowienie, bo smutek zupełnie do Ciebie nie pasuje. Trzymaj się cieplutko, pozdrawiam. Łania
OdpowiedzUsuńNie miałam pojęcia, że i Ty czytasz mojego bloga... Dziękuję za takie miłe słowa - czerwienię się już cała na te komplementy ;) Mam jeszcze kilka innych noworocznych postanowień, wkrótce przekonacie się o nich! Szykuje się prawdziwa rewolucja:) Będziemy szturmować niebo... ostatecznie Pan do nas powiedział: "O cokolwiek prosić mnie będziecie w imię moje, Ja to spełnię". [14 J,14] więc o co mamy się bać? Trzymaj się i Ty, bo rozwiązanie już blisko :) A wiemy już kto mieszka w brzuszku? Pozdrawiam serdecznie, noworocznie, radośnie! :*
UsuńW takim razie trzymam mocno kciuki za wszystkie Twoje postanowienia. A co do mojego brzuszka, to mieszka w nim sobie Anastazja :-)
UsuńDorotko Kochana! Niech ten Nowy Rok bedzie dla Ciebie zdrowy przede wszystkim, a reszta sama przyjdzie i sie ulozy:* wracaj szybko na stale do domu, na swoje miejsce! Czytam Cie tutaj ale najbardziej czekam na jeden wpis: wrocilam do domu, jestem zdrowa i nie wracam tu wiecej. Tego zycze i sobie i wszystkim czytajacym najbardziej w tym nowym roku. Buziaki Miszu, no i Coco jumbo:*:*:*
OdpowiedzUsuńI kiedyś tak napiszę Teresko... doczekasz się tego wpisu, ja Ci to mówię ;) Dziękuję za życzenia.. oby się szybko spełniły... Wtedy będę mogła to napisać jeszcze szybciej ;) A tymczasem - dla Ciebie ode mnie - gorące buziaki, takie naprawdę gorące... Ty wiesz... moja dojrzała kobietko :***
UsuńSpokojnego, twórczego czwartku!
OdpowiedzUsuńTfuuurczy był, przez duże "tfu" ;) Taki był plan, ale jak wiadomo w szpitalu niczego się nie planuje, bo się można bardzo rozczarować ;) Na szczęście już po punkcji, swoje odleżałam i dziś by bardzo sympatyczny dzień... wkrótce przeczytacie... wychodzę z zaległości :)
UsuńSpokojny zapewne będzie... leze dzisiaj caly dzien,bo znowu moja pani doktor wziela mnie na punkcje znienacka;) ...ale lubię ją za to...:))
OdpowiedzUsuńjuż piątek... pozdrawiamy porannie
OdpowiedzUsuńI to był faktycznie dobry dzięń!
OdpowiedzUsuńpozdrawiamy w słoneczny sobotni poranek
OdpowiedzUsuń