Dzień rozpoczął się dość energicznie, Beatka pakowała się do domu, ja usiłowałam zebrać myśli na modlitwie, a nasze mrówki beztrosko urządzały sobie rekreacyjne ścieżki wzdłuż szczelin międzykafelkowych szpitalnej podłogi... Takie to uroki wiosny!
Od rana dobrym humorem także zarażała moja pani doktor. Miała dziś jakby więcej czasu, albo poczuła misię wyjaśnienia mi kilku spraw. Wytłumaczyła mi np. całą procedurę przed-przeszczepową, jak to w najbliższym czasie czeka mnie komisja kwalifikacyjna z profesorem i szefem oddziału przeszczepowego, jak będzie wyglądało przygotowanie do przeszczepu, jakiej reakcji organizmu mogę się spodziewać. Bardzo fajnie mówiła o rzeczach, które już poniekąd dobrze wiedziałam - od koleżanek 'poprzeszczepowych'.
Godzinę później przyjechała do mnie moja siostra. Przywiozła zwolnienie lekarskie do poprawy przez panią doktor i kilka uszczęśliwiaczy w postaci zestawu podstawowego do robienia kartek! Będę więc mogła otworzyć swój scrap-warsztat w najbliższym czasie, kiedy to brak internetu nie pozwala zająć się komputerowymi zaległościami...
Siostra trochę posiedziała, nakupiła lodów - solidnie wyposażając zamrażalnik (bo to ten pobyt, co się na nim je lody! ;)) W międzyczasie Beatka wyszła do domu, a na jej miejsce wprowadziła się Marta, którą to przenieśli z oddziału C, z góry. Bardzo mnie ucieszyła ta logistyczna roszada, gdyż Marta aktualnie również odbywa trzecią konsolidację, z tegoż względu zostałyśmy do siebie przypisane na cały pobyt! A to zawsze komfort psychiczny, wiedząc z kim będzie się leżało już do końca...
Bardzo lubię tą młodziutką, 21-letnią wielbicielkę koni. Jest naprawdę w porządku. Nigdy wcześniej z nią nie leżałam w sali, jednak zawsze przewijała się gdzieś tam w okolicy i tak sobie pomyślałam, że może kiedyś się jednak spotkamy... Dogadujemy się świetnie, dzielimy jedzeniem i przekąskami, poprawiamy sobie nastroje, lub wspólnie narzekamy, choć Marta z natury z tych wiecznie uśmiechniętych! :) To mi lepiej także na sercu :)
Siostra w końcu pojechała do domu, a nas odwiedziła Ewa, której dziś pani doktor zapowiedziała, że ją także musi położyć na trzecią konsolidację... Dziewczyna się załamała, zaczęła roztaczać ciemne chmury nad naszym niebem, przeklinać i wygłaszać swoje bardzo nieprzychylne zdanie, podważając kompetencje wrocławskich lekarzy... Ciężko mi się tego wszystkiego słucha, zwłaszcza, że mam na to zupełnie inne zdanie, inaczej to postrzegam i staram się zrozumieć również tą drugą stronę... Ach...
Wieczorem rozpoczęło się u mnie tzw. płukanie przed chemią, a mianowicie podłączenie pod 12-godzinną pompę z czterema litrowymi płynami, które to miały za zadanie przez całą noc nawodnić 'nieco' mój organizm i wzmocnić elektrolitami. Od godz.19:00 rozpoczęła się też kontrola nad moim moczem, a mówiąc po ludzku - zaczęłam sikać do słoika i liczyć wszystko to, co w formie płynnej wkładałam do ust...
Dzień zaliczam do... dobrych dni! Dużo życzliwych osób, sporo energii, wiosna za oknem... A od jutra ruszają trzy cytryny!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz