poniedziałek, 24 marca 2014

Pan Internet powrócił! ;)

Jak czytamy w tytule tego posta - dziś nastąpi długo oczekiwane przywrócenie mojej łączności ze światem, co da się niebawem dość silnie odczuć w obleganej strefie blogowo - fejsbukowej, którą mozolnie reaktywuję... ;)

Poniedziałkowy poranek przywitał nas niezwykłym spokojem na korytarzu, co jest tu wręcz podejrzane... Żaden stukot najcichszego choćby obcasa, przez dłuższy czas nie przeciął tej przenikliwej ciszy... Nie słychać było ani pielęgniarek, ani studentów, ani też lekarzy... nikogo!

A może dziś jest jakieś święto, o którym wszyscy zapomnieliśmy? - głowiłyśmy się razem z Martą w oczekiwaniu na jakieś wydarzenie, by przywrócić w sobie wewnętrzny spokój.

Takie wydarzenie jednak nie nastąpiło... Około 8:45 przyjechało jak co rano śniadanie, jednak po nim nie zobaczyłam znajomej twarzy pani psycholog, która co poniedziałek odwiedza swych pacjentów...

Dopiero około 11 przeszedł bez większego szumu i zamieszania, orszak lekarski, jednak na jego czele nie było dziś samego profesora K. - szefa wszystkich szefów. W zamian jego - z przemiłym, szczerym uśmiechem powitał nas profesor W. - lubię tego człowieka! I wszystko stało się jasnym... Kota nie ma, to myszy harcują ;)

Dostałam sms-a od Ewy, że dziś przyjęli ją do szpitala. Wparowała do nas jakoś po 12-stej i użalając się nad swoim losem, usilnie próbowała nawiązać z nami w tej sprawie nić porozumienia... Ale takiej nici nie uprzędłyśmy, bo my tu swoje wiemy i mamy własne odczucia co do tej całej 'wątpliwej afery' z zostawianiem ludzi znienacka w szpitalu ;)

Wieczorem odwiedził mnie też zapowiedziany informatyk od Ewy P.- przyjaciółki z DK z Zielonej Góry. Zabrał netbooka i wyruszył w świat (znaczy do salonu Play, z którego czerpię internet, bo tam powiedziano nam, iż uzyskamy jakąś pomoc). Młody informatyk uwinął się z tematem bardzo szybko i w przeciągu godziny w moim netbooku znów popłynął internet. Jak go trafnie zresztą określiła moja przyjaciółka Basia B - Pan Internet ;)

Wieczór jednak zrobił swoje i znużenie dość mocno dało się we znaki... Z Internetu skorzystałam tylko odrobinę - odbierając zaległą pocztę, po czym umyłam posłusznie ząbki, buzię, odmówiłam różaniec i Apel, by tak zakończyć dzisiejszy dzień.

Tego dnia nie urodziła nam się w rodzinie nowa dziewczynka. Jutro ma to nastąpić. Ten dzień zaliczam do dość udanych, o ile szpitalne dni takie być mogą... Zasypiam zanurzona w modlitwie, oddaję Dobremu Bogu wszystkie sprawy i Ludzi... jesteście Kochani głęboko w moim sercu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz