Bóle głowy pojawiały się zawsze wtedy, kiedy zmieniałam pozycję na siedzącą i kiedy rozluźniałam jednocześnie mięśnie kręgosłupa (mówiąc krótko - siad 'po turecku' z zaokrąglonymi plecami). W takiej pozycji mogłam przebywać tylko kilka minut, gdyż zaraz potem dopadał mnie ból kręgosłupa w odcinku lędźwiowym oraz szyjnym, a gdy tylko zmieniałam pozycję, aby go odciążyć nieco - pojawiał się ten silny ból głowy...
Sprawa więc wydała się prosta: leżenie na plecach, na brzuchu, ewentualnie też na boku - żadna inna pozycja nie wchodziła w grę...
We wtorek 21 stycznia moja współlokatorka Kasia poszła do domu, a na jej miejsce przyszła do sali Ewa... Z każdym dniem układało nam się z Ewą coraz lepiej, a wszelkie uprzedzenia, lub łatki, jakie zdążyłam jej przyczepić (wynikające z opowieści Beaty, albo moich mniej lub bardziej trafnych obserwacji) bardzo szybko usunęłam, gdyż dopiero przy bliższym poznaniu - Ewa wydała mi się dobrą i wartościową osobą. A przede wszystkim NORMALNĄ! :)
Wspólne wieczorne rozmowy o życiu i ćwiczeniach gimnastycznych (Ewa jest fizjoterapeutką) oraz moich bólach i ich ewentualnych przyczynach, dosyć dużo pozytywnego wniosły w moje życie :) Szybko też doszłyśmy z Ewą do porozumienia w sprawie korzystania z łazienki, podgrzewania potraw w mikrofali (w ogóle odnośnie wszelakich posiłków) oraz w sprawie naszej wspólnej doktor prowadzącej: Obie bowiem uważamy, że jest to kobieta z klasą i... te jej czarne szpilki... ech ;))
Ewy mama przychodzi co rano do szpitala, przynosząc świeże bułeczki na śniadanie. Po raz pierwszy doświadczyłam takiej rozkoszy - świeża bułeczka, masełko, herbatka w szpitalnych warunkach. To było naprawdę coś! Autentycznie... po raz pierwszy zjadłam świeżą bułeczkę w szpitalu na śniadanie, właśnie dzięki Ewy mamie... Wcześniej, nawet, jeśli ktoś kupował mi świeże pieczywo, to zjadałam je dopiero następnego dnia, więc nie było już takie chrupkie, a te bułeczki... mmmm... :)) rarytasik!
Dni mijały mi raczej w spokoju... Codzienna rutyna: poranna wizyta pani doktor, ćwiczenia z Agatą (która pomaga mi walczyć z bólami kręgosłupa za pomocą ćwiczeń oddechowych oraz rozciągających, w leżeniu), następnie obiad, drzemka, po niej lub przed nią koronka z Radiem Maryja, kolacja, wieczorna rozmowa z mężem, prysznic, sen... Naprawdę nic nie działo się ponad to... Takie absolutne minimum... Moje siły pozwalały mi tylko na poruszanie się po trasie łóżko-łazienka-lodówka, a dłuższe wyprawy - jak chociażby te do kosza na butelki plastikowe, prawie zawsze kończyły się ogromnym zmęczeniem i koniecznością odpoczynku...
Bywały takie dni, kiedy całkowicie przeleżałam je w łóżku... (wstając jedynie do toalety). W weekend przyjechał do Ewy jej narzeczony - Mateusz, który przynosił nam nawet jedzenie z lodówki, podgrzewał je w mikrofali, dzięki czemu nie musiałyśmy opuszczać nawet sali... no i co rano dostarczał chrupkie, świeże bułeczki :)))
W środę, 22 stycznia dostałam pierwszą z czterech zapowiedzianych asparaginaz. Bałam się tego, na szczęście mój dzielny organizm nie zareagował na nią negatywnie, nawet nie bolała mnie tego dnia głowa! Druga dawka popłynęła zgodnie z ustaleniami, podobnie, jak trzecia - co drugi dzień. I za każdym razem na szczęście nic się nie działo... Czwarta i ostatnia aspa ma nastąpić jutro po południu. W międzyczasie zaczęły mi spadać wyniki (bardzo pożądany efekt), dlatego zaczęli mi podawać domięśniowo w zastrzyku czynnik wzrostu leukocytów - neupogen. Po kilku dniach zastrzyki w ramię odstawiono, wróciły zaś do codziennego menu zastrzyki przeciwzakrzepowe w brzuch.
W czwartek był u mnie w odwiedzinach mój mąż kochany, przywożąc ulubionego ostatnimi czasy pieczonego łososia i pierożki ze szpinakiem :) Pobył, pobył i czas było wracać... Jednak tym razem udało mu się zaparkować tuż pod moim oknem, dzięki czemu mogłam go nieco pośledzić ;)
Ten przemieszczający się obiekt to właśnie mój mąż :)
Odkąd za oknami spadł śnieg, a temperatury zjechały poniżej zera - w naszej sali zrobiło się jak w przysłowiowej psiarni: zimno, wietrznie i ogólnie bardzo nieprzyjemnie... Ratujemy się polarową odzieżą i popijaną raz po raz gorącą herbatą, ale ileż można chodzić i wszystko to wysikiwać... To takie nieergonomiczne ;) Bo jak już raz się człowiek zakopie w ciepłej kołdrze, to tak żal za chwilę wstawać, marnując to ciepło, aby usiąść na lodowaty sedes...
ciepłe, polarowe spodenki, które sprawiają, że czuję się jak miękka żyrafka nici
Jest jednak wciąż tak wiele rzeczy, za które jestem wdzięczna... Ograniczając się jednak wyłącznie do kategorii szpitalnej, to muszę przyznać, że jest to mój najlepszy pobyt pod względem: sali (bardzo jasna, z łazienką, widokiem na rzekę i super nowoczesnym łóżkiem na pilota ;) współlokatorek (najpierw młodziutka Kasia po przeszczepie, która dość wyczerpująco, a zarazem pozytywnie opowiedziała mi swoją drogę od diagnozy do przeszczepu i okresu poprzeszczepowego - czyli około 60 dni po, a teraz Ewa - 25-latka, z którą mam bardzo wiele wspólnych tematów, która podziela moje potrzeby posiedzenia przy komputerze i wiele innych), asparaginaz (jeszcze nie mówię 'hop' - bo jutro czeka mnie ostatnia dawka, ale póki co bardzo fajnie je znoszę, z czego się ogromnie cieszę!)
Pod innymi względami czasem bywa kiepsko, zwłaszcza jeśli chodzi o te bóle, bo skutecznie odbierają radość chociażby z tworzenia kartek, albo dodawania nowych postów na bloga... Musicie się więc uzbroić w cierpliwość, bo będę się odzywać rzadziej niż zwykle... no chyba, że znajdę jakiś inny sposób siedzenia, lub dostosuję idealną pozycję urzędowania przy moim netbooku...
Jeśli chodzi o inne spawy, to wciąż nie ma jeszcze wyników zgodności genetycznej z moją siostrą, jednak z dniem 3 stycznia (przyszło bowiem pocztą do domu oficjalne pismo z Poltransplantu) jestem oficjalnie dodana do bazy osób oczekujących na przeszczep szpiku, a tym samym na zgodnego dawcę niespokrewnionego. (Widać pani doktor wzięła sprawy w swoje ręce i zgłosiła mnie na wypadek, gdyby siostra okazała się niezgodna).
I to chyba na tyle... A ponieważ znów zapadł zmrok, zrobiło się późno, czas się zbierać pod rutynowy prysznic, który bądź co bądź nieco rozgrzewa, by później odsłuchawszy Apelu Jasnogórskiego i odbywszy wieczorną rozmowę z mężem - udać się na zasłużony odpoczynek...
Dziękuję, że jesteście, że pytacie o moje samopoczucie i zdrowie. Przepraszam, że nie zawsze odpowiem, odpiszę... Zawsze jednak miłe są to dla mnie momenty, mogąc po raz kolejny się przekonać, że nie jestem z tym wszystkim sama :)
Cieszę się Dorotko Moja Kochana, że pomimo tych wszystkich okropności i dolegliwości są jakieś pozytywy w tej wrocławskiej rzeczywistości:) Dobrze wiedzieć, co w trawie piszczy:) Trzymaj się dzielnie Miszu i wiedz, że codziennie myślami jesteśmy z Tobą:* A za kartę urodzinową jestem wdzieczna bardzo i ciesze się, że resztuchnami sił udało Ci się ją zrobić - cieszy moje oczy i serce:* Buziaki i dobrej nocy Dorotko:*
OdpowiedzUsuńDziękuję Kochana Tereso!:*...Twoja kartka została akurat zrobiona na poprzednim pobycie,kiedy sił bylo znacznie więcej i braku bóli kręgosłupa...buziaki!
UsuńOstatnio zaglądałam tu kilka razy a tu nic...już zaczynałam się martwić...a tu proszę wiadomości trudne ale dobrze że są, dobrze że ty jesteś, że piszesz, podziwiam twoją odwagę, hart ducha ale przede wszystkim WIELKIE ZAWIERZENIE, to czytam zawsze... choćby między wierszami, trzymaj się cieplutko i wielkie DZIĘKUJĘ
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za tyle ciepłych słów i otuchy:* to mi zawsze dodaje sił i nadziei na lepszy czas!:) Pozdrawiam serdecznie i życzę tego nieustajacego pozytywnego podejścia do życia!:**
UsuńDorotko, a jakze- zaglądamy, myślimy no i wysyłamy te dobre ciepłe myśli wiedząc, że zrobisz z nich dobry użytek... Spokojnego wtorku!
OdpowiedzUsuńDobrego dnia!
OdpowiedzUsuńDorotko- pozdrawiamy Cię weekendowo- mamy nadzieję, że w piątek naładowalas sie energią której starczy na następne dni... a jak miałoby jej nie starczyć- dosyłamy trochę od nas :-)
OdpowiedzUsuńDzięki, dzięki panie Grochu... jakoś żyje się po trochu;) owszem...w piatek był mąż,więc bylo cudownie,ale weekend niestety minął dosc kiepsko,bo osłabienie i bóle nie opuszczaly mnie:// Mam nadzieje,że ten tydzień będzie juz tylko dobry!:)) Pozdrawiam Was Kochani serdecznie:***
Usuń