sobota, 4 stycznia 2014

Taka ze mnie biznesłumen ;)

Dziś od rana szaleję przed komputerem! Choć bloga się póki co nie tykam - to zaległości w sprawach maili, zdjęć, kartek i innych sprawunków, skutecznie pochłaniają moją uwagę aż do obiadu...

Na moim łóżku rozłożone są teraz: komputer, kalendarz, notatnik, kilka długopisów o różnych kolorach i kolorowe taśmy do zaznaczania stron... Kto wchodzi do sali - od razu komentuje: "Ooo... jaka biznesłumen" ;) a ja po prostu przeprowadzam się do mojego nowego kalendarzyka na 2014 rok, wpisując doń najważniejsze daty i czyniąc niezbędne notatki. Odkąd pamiętam - zawsze lubiłam w okolicach Nowego Roku w taki nowy, czysty, niepowyginany kalendarz przepisywać daty urodzin moich najbliższych...

Jest sobota, więc nie grozi mi przedwczesne najście żadnej pani doktor... A jednak ;) Około godziny 9:30 przychodzi dyżurująca dr S. - bardzo lubię tą kobietkę! Zawsze miła i uśmiechnięta dla swych pacjentów. A ponieważ była lekarzem prowadzącym panią Katarzynę - poznałyśmy się już i... zdążyłam ją bardzo polubić.

Miła pani doktor podgaduje mnie, kiedy znowu będę robiła takie piękne kartki, jak na Boże Narodzenie i czy jej się jakaś skapnie? ;) Widać mój biznes-plan ma spore szanse się ziścić... Obiecuję doktoreczce, że owszem, może liczyć na jedną kartkę od firmy gratis ;)

A potem już tylko przewijają się przez salę różne osoby, z którymi zamieniam jedno, czy dwa słówka, a czas leci... Przyszła na przykład taka pani Stasia - tak samo fajna zresztą, jak pani Krysia - salowa, z którą też mi się rewelacyjnie rozmawia... potem przyszła pielęgniarka - pani Ewa, z którą również chwilę porozmawiałam o życiu i dzieciach, a wieczorkiem odwiedziła mnie Agnieszka, przynosząc wydrukowane podpisy do moich karteczek, które zacznę jutro produkować :)

Wieczorem uzupełniam blogowe zaległości - wreszcie udało mi się wypełnić lukę między Świętami a Sylwestrem i opisać co się u mnie w tym czasie działo... I jak tak sobie zaczęłam to wszystko przypominać... Ech, działo się u mnie, działo... Na szczęście najgorsze mam już za sobą...

Aktualnie z nikim nie muszę dzielić sali i dobrze mi w takim układzie... Moja buzia zagoiła się już na dobre i... nawet pozwoliłam sobie dziś zrobić do śniadania herbatę!! (do tej pory piłam do posiłków wyłącznie coca-colę, gdyż herbata, nawet jak nieco ostygła - była wciąż za gorąca i drażniąca), a cola ma te właściwości, że nawet w tych trudnych stanach - pomaga! Ale bułki z serem zmiękczone przez mikrofalę zostały w moim śniadaniowym menu - po prostu polubiłam te zapiekanki ;)

2 komentarze:

  1. Cola i zapiekanki :D Prawdziwie szpitalne menu :D Milego pobytu w domu, niech Ci się dłuży...!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha ha!! Trzeba sobie życie umilać, jak tylko się potrafi ;)) W domu nie będzie takich rarytasów... będą lepsze ;))) Pozdrawiam serdecznie :**

    OdpowiedzUsuń