niedziela, 2 lutego 2014

Mama chce wrócić!

Znów minął prawie tydzień od poprzedniego wpisu... Moje dni przelatują mi przez palce... Z jednej strony gonią i pędzą nie wiadomo kiedy, a z drugiej strony strasznie się ślimaczą... to dopiero 2,5 tygodnia odkąd tu znów jestem... a ból kręgosłupa trwa niezmiennie...

Opowiem Wam pewną historię... Zdarzyła się naprawdę, ale powiem szczerze, że nie znam tak do końca jej zakończenia... Otóż dawno temu w pewnej przeciętnej rodzinie urodziła się mała dziewczynka. Miała bardzo jasne włoski i nieschodzący uśmiech z twarzy... Dziewczynka rosła, nauczyła się w końcu chodzić, mówić, zawiązała pierwsze przedszkolne przyjaźnie, miłości... Potem poszła do szkoły - jednej, drugiej, w końcu trafiła na studia, bo z małej dziewczynki, nie wiadomo kiedy, wyrosła młoda kobietka... Studentka ta pilnie się uczyła, zawsze z wysoką średnią i stypendium naukowym... Po studiach wyszła szczęśliwie za mąż i wkrótce młodemu małżeństwu urodziła się upragniona córeczka... Miała bardzo jasne włoski i nieschodzący uśmiech z twarzy... Wszyscy od razu ją pokochali, lecz aby dziewczynce było raźniej na świecie - niedługo potem urodziła jej się siostrzyczka... Ona również miała bardzo jasne włoski i nieschodzący z twarzy, radosny uśmiech...

Rodzice bardzo kochali swoje córeczki, te zaś - otulone ich miłością wzrastały w poczuciu bezpieczeństwa i wyjątkowości... Pewnego razu jednak mama niespodziewanie zachorowała i musiała na długi czas wyjechać daleko do szpitala... Hania miała wtedy 2,5 roczku a Ala 2 miesiące...

Dziewczynki były bardzo dzielne... To nic, że w jednej chwili świat im się kompletnie zawalił - zwłaszcza noworodkowi, któremu nagle zabrano ciepłe mleczko, emocjonalną więź z osobą, z którą było połączone przez ostatnich 9 miesięcy pępowiną oraz bliskość i czuły dotyk, który teraz miał być zastąpiony innymi ramionami...

Hania długo nie pytała o mamę... Tak musiało być jej po prostu łatwiej. Lecz mijały tygodnie, długie miesiące, cała jesień i zima... W tym czasie dziewczynki zdążyły wymienić dwukrotnie swoją garderobę i buciki, a mama wciąż jeszcze nie wyzdrowiała...

Za każdym razem rezolutna 3-latka pytała mamę: "Czy już wyzdrowiałaś?" a mama ze łzami w oczach wciąż jej odpowiada: "Jeszcze nie córeczko..."

Kiedy wreszcie wyzdrowieję? To pytanie wciąż nie pozwala mi w nocy spać... Czy znajdzie się jakiś dawca? Poszukiwania trwają... u Beaty zajęło to miesiąc, u Ewy od trzech miesięcy nadal nie mogą nikogo znaleźć...

Jak będzie wyglądać dalsze leczenie? Po drugiej konsolidacji (czyli aktualnym pobycie w szpitalu) wypuszczą mnie do domu i... jeśli do tego czasu znajdzie się jakiś dawca (niespokrewniony, gdyż moja siostra okazała się niezgodnym dawcą - ot, gorące info z piątku) to powrót do szpitala byłby już na oddział przeszczepów, do pojedynczej izolatki bez możliwości odwiedzin... Dwa tygodnie przed przeszczepem podają mega-chemioterapię i radioterapię... Jest się wtedy kompletnie wyzerowanym i wyprutym ze wszystkich sił... Choć po wydarzeniach ostatnich dni, zastanawiam się, czy można być jeszcze bardziej wyprutym z sił...

Po dwóch tygodniach przygotowań następuje przeszczep - taka kroplówka ze szpikiem, który wygląda jak paczka krwi... Po dwóch, trzech godzinach jest po wszystkim... Zasypia się, tak po prostu, na fali tego nieustającego zmęczenia... A po przeszczepie zaczyna się walka organizmu. Między 7 a 14 dobą powinny pojawić się pierwsze zdrowe leukocyty... W tym czasie często występują objawy dodatkowe, takie jak afty w buzi (czyli piekąca ciastolina do potęgi entej), problemy z jelitami, hemoroidami, w zasadzie można zgarnąć rykoszetem po smażeniu podczas radioterapii - niemal z każdej strony...

Ale po około dwóch miesiącach spędzonych na oddziale przeszczepowym (to jest taka norma, jeśli się nic złego nie dzieje) wreszcie wychodzi się do domu... Jest się osłabionym, wycieńczonym, z całym ogromnym pakietem lekarstw na nową drogę życia (są to głównie tabletki przeciwko odrzuceniu przeszczepu przez organizm). Jedna paczka tych najważniejszych - cyklosporyna - kosztuje miesięcznie 6000 zł. Na szczęście kochany NFZ łaskawie refunduje ten lek i jego cena waha się między 3 a 6 zł. Podobnie rzecz się ma z innymi lekarstwami, których jest dziennie cała garść... i tak przez dłuuugie lata...

A co, jeśli zgodny dawca nie znajdzie się w odpowiednim czasie? - Wtedy przechodzi się na tzw. 'chemię podtrzymującą', którą można stosować do dwóch lat. Podczas takiego cyklu wprawdzie częściej bywa się w domu, (stosunek: 1 tydzień w szpitalu i 6 tygodni w domu). Niby fajnie, ale... czasami zdarzają się nawroty choroby właśnie w tym okresie... Wtedy już znacznie trudniej jest leczyć pacjenta tradycyjną chemioterapią, gdyż organizm raz już poddany był danym schematom i... uodpornił się na chemię...

I tak źle i tak niedobrze...

Nie ma z tej sytuacji dobrego wyjścia... W tym momencie pozostaje jedynie Wiara, Nadzieja i Miłość... te trzy, z nich zaś największa jest Miłość...

Ostatnio słuchałam ciekawej audycji, w której to przedstawione zostały amerykańskie badania, z których wynika, że największy cios dla dziecka i największą traumę w jego psychice pozostawia śmierć jednego z rodziców... Na drugim miejscu jest rozwód, a dopiero na kolejnych pozycjach przemoc, wykorzystywanie, znęcanie się itp...

Tak bardzo Bogu dziękuję za to, że nasze dzieci są zdrowe psychicznie... i oby tak zostało!

No i jak myślicie? Jak zakończy się ta historia? Dobry Bóg obiecuje, żeby prosić - a z pewnością będzie nam dane... Mówi też, że kto sieje we łzach, żąć będzie w radości...

A ja mówię, że już zasiałam ogromne pole słonych łez... Tęsknoty, strachu, bólu, niemocy... Co dzień wylewam oceany łez, bo już dłużej tak nie mogę... Tęsknię, boję się bólu - bo ileż można znieść tego cierpienia? Jestem bezradna, kiedy dochodzą mnie słuchy o tym, jak się zajmuje naszymi dziećmi, jak się do nich mówi, jak 'wychowuje'... Wychowuje się nasze dzieci bez mamy...

Ale mama jest... i choć chwilowo pozornie zniknęła z życia swoich ukochanych córeczek, to wciąż jest myślami, modlitwą, sercem razem z nimi... I co dzień modli się także o to, aby nie zostać wymazana z ich małych pamięci...

Ale moja Hania wciąż pamięta... dziś dostałam na to po raz kolejny dowód:
[cytat z wieczornego sms-a od Dominika]
Hania leży już w łóżeczku, za chwilkę zaśnie...

Hania: to jest moja Daisy, moja przytulaneczka :)
Tatuś: no to dobranoc Daisy, miłych snów. Dobranoc Haniu, miłych snów :)
H: ale kogoś nam tu brakuje...
T: a kogo nam tu brakuje?
H: mamusi, Twojej żony...
T: tak, brakuje nam, brakuje...
H: ale nie martw się, ona wróci zaraz jak wyzdrowieje, nie martw się :)


Błagam Cię Boże, aby to niewinne dzieciątko nie zawiodło się... Aby nie straciło wiary w prawdziwość tych słów i aby spełniły się obietnice, które zawsze składam, gdy muszę znów opuścić dom i jechać do szpitala... "Mamusia Cię bardzo kocha i wróci do Ciebie. Pamiętaj, ja wrócę..."

Mama tak bardzo chce już do Was wrócić...

13 komentarzy:

  1. Dorotko- pozdrawiamy Cię poniedziałkowo i przesyłamy mnóstwo dobrych myśli na cały tydzień. Już kiedyś cos pisalismy o wytrwalosci, walce i wierze - ta historia ne pewno skończy się dobrze, Ty wyjdziesz z tego silniejsza, Dominik dzielniejszy, cala Czworka, nawet dziewczynki z nowym spojrzeniem na świat,bo każdy problem wyda się malo ważny
    ... Wszyscy się w tym trudnym czasie sporo nauczą o sobie, o życiu...Nawet my- patrzący z dala...Trzymaj się w tym Wrocławiu ciepło. A my za murami szpitalnymi w zależności od preferencji będziemy modlić się/ trzymać kciuki za szybkie znalezienie dawcy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochaniutka życzę Ci zdróweczka i żeby ten dawca najszybciej się znalazł, byś mogła wrócić do córeczek i mężusia. Oni czekają i wierzę w to, że doczekają się tego wspaniałego dnia. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Dorotko, Kochamy Cie z calego serca myslimy, modlimy Wszyskim opowiadamy o Tobie nawet ksiedzu po koledzie, o cudownej Przyjaciolce, Kochanej Mamusi i Zonie!!! Czekamy z utesknieniem na Ciebie. Musisz byc silna i walczyc bo swoja wspaniala Miloscia zarazasz wszystkich. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  4. Bóg ze wszystkiego wyprowadza dobro i tak będzie i tym razem. Kochaj i walcz i bądź silna. Dziękuję Ci za świadectwo wiary!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dorotko, dobrego dnia życzę i ruszam z akcją. Ty nabieraj sił i walcz tak cudownie jak do tej pory. Cłuski

    OdpowiedzUsuń
  6. No to przesyłamy dobre myśli na końcówkę tygodnia... Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  7. Wszyscy wierzymy, że wszystko będzie dobrze :* Jesteś naprawdę dzielna i trwaj w tej dzielności, nie możesz się poddawać, musisz wyzdrowieć dla swojej rodziny :) Nie wiem wprawdzie co by było teraz najlepsze, życzyć żebyś mogła wrócić do domu, czy żeby się jak najszybciej znalazł dawca szpiku, ale chyba to drugie, bo wtedy jeszcze tylko kilka tygodni/miesięcy? i będzie po wszystkim i wrócisz do domu.

    buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Dorotko zaczynamy z Tobą kolejny tydzień. Życzymy sił i spokoju. I przesyłamy ciepłe myśli do Wroławia
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dorotko, cały czas jesteśmy z Tobą, robimy bardzo wielkie poruszenie w śród znajomych i rodziny. Szukamy dawców szpiku. Ja na razie jestem przeziębiona ale jak tylko wyzdrowieję zaraz idę się przebadać i jak tylko będę mogła też zostaje dawcą. Wspieramy Cię i jesteśmy z Tobą całym sercem. Buziaczki :o******

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana Dorotko, nie trac wiary I pogody ducha. Wszystko bedzie dobrze, musi byc!!!! Moc goracych usciskow z Anglii-Justyna.

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękuję Wam wszystkim za tak cudowne komentarze!jesteście niesamowici:) Dzis dostałam krew i plyki krwi,wiec od razu poczulam się lepiej... Postaram się niebawem nadrobić te zaległości,postaram się także zachowac wesoły ton, coby znów nie powialo smutniawą;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedzieć, że odrobina lepszego samopoczucia wróciła do Ciebie i to w dodatku w Walentynki:) Się nie stresuj nadrabianiem:* Kochamy Cię i szukamy bliźniaka dla Ciebie (kilka osób zwerbowanych w ostatnim czasie!):* Buziaki Miszu:*

      Usuń
  12. No to dziś - w nieco żartobliwym tonie;-)
    dosyłamy powalentynkowe gorące buziaki - słonica i 2 chłopaki :-)

    Ton, tonem ( nie musi na siłę być wesoły) - najważniejsze, żebyś nie traciła sił, wiary i wytrwałości. Wszyscy jesteśmy z Tobą!

    OdpowiedzUsuń