Dziś pierwszy dzień urlopu mojej pani doktor prowadzącej. W dolnośląskim od poniedziałku zaczynają się bowiem ferie, a ponieważ dr D. jest mamą dzieci szkolnych - zastępuje ją od dziś dr B.
No i przyszła zastępczyni tej doktor zastępującej dr D. - taka młoda dziewczyna, która osłuchała nas, podała poranne wyniki i obiecała jeszcze wrócić...
A gdy wróciła - oznajmiła, że po konsultacji z dr B. doszły do wniosku, że będę mogła dzisiaj zostać wypisana do domu (!) Co ?!?! ...do jakiego domu? Że ja...? że dzisiaj...? a co z poniedziałkiem? A moje plany na nostalgiczne spędzenie trzech dni zakopana w pościeli i niereagująca na otaczający mnie świat zewnętrzny ?! ;)
No ale dobrze, pójdę do tego domu... Choć wciąż jest to dla mnie trudne do uwierzenia, dlatego wciąż jeszcze tkwię przed komputerem i klikam sobie w tego bloga... ale fakt faktem, trzeba się zbierać, pakować, do domu wyruszać!! Ahoj przygodo :)
Dziękuję za cudne komentarze pod poprzednim postem. Dziękuję za dobrą radę o coli. Obiecuję - od dziś odstawiam! ;) Wracam do domku i wciąż jeszcze nadziwić się nie mogę, jakie to wszystko w tym szpitalu i w tej chorobie osobniczo zmienne...
Czekając na Dominika zdążyłam się spakować, zdrzemnąć, wczytać w wypis i... doczytałam,że powrót do szpitala czeka mnie prędzej, niż się spodziewałam, bo już rzekomo 10 marca... No to mam odpowiedź na pytanie, gdzie spędzę swoje 30-ste urodziny..no jak gdzie...? W SZPITALU...ech...
OdpowiedzUsuńWitaj, dawno Cię tu nie było. Moja rodzina otacza Ciebie modlitwą. :)
OdpowiedzUsuń