sobota, 5 kwietnia 2014

Spadkom się nie damy!

No i obudziłam się z 'zawalonym' gardłem, któremu towarzyszył katar i poczucie, że oto mnie dopadły spadki wstrętne i próbują odebrać mi nadzieję, że wszystko zaprzepaszczone... powrót do domu, budowanie leukocytów, wszystko!....

Sobota przywitała nas deszczem i pochmurnym niebem... Aż się z łóżka wstawać nie chciało! No bo i po co, skoro za oknem tak brzydko, skoro moja pani doktor na pewno nie zaskoczy mnie swoją poranna wizytą, a jeszcze ten katar... paskudztwo jedne! Ja nie chcę tak chorować ://

Zrobiłyśmy sobie z Martą dość przyjemne śniadanie: bazę bowiem stanowił pszenny placek do tortilli (to także produkt mojej wyobraźni nocnej, kiedy dostęp do świeżego pieczywa jest tu utrudniony) a świetnym wypełnieniem okazała się parówka, kukurydza z puszki, żółty ser, ketchup i majonez, oraz kilka plasterków świeżego pomidora i ogórka!

No tak...;)
I teraz wszyscy się dowiedzą o tym, że nielegalnie przemycamy do szpitala świeże warzywa... Ale po co się dłużej oszukiwać i w domu jeść normalnie takie rzeczy, a tutaj nie? Przecież nie chodzi o to, żeby się w szpitalu objadać surowizną, ino z rozwagą i należytym umiarem urozmaicać swoją monotonną dietę w drogocenne witaminy i minerały... O to tylko tutaj chodzi ;)

Po śniadaniu usiadłam od razu do kartek... Miałam nową dostawę - przywiezioną przez Dominika, tak więc praca szła mi bardzo sprawnie i przyjemnie zarazem... Powstawały nowe karteczki wielkanocne i nie tylko, a w przypływie tej radości twórczej zdarzyła się i nawet jedna kartka ślubna i komunijna, za sprawą nowego stempla, który wczoraj przyjechał do mnie prosto ze sklepu!

Po obiedzie położyłam się na dwie godzinki na zasłużoną drzemkę, bo dopadł mnie, jak zwykle zresztą w tych godzinach nieuchronny 'stan zombie', jednak podczas kiedy ja usilnie próbowałam zregenerować swoje siły - naraz wszyscy postanowili mi w tym przeszkodzić!

To pielęgniarki, które akurat teraz musiały mi podać jakieś kroplówki, to wolontariuszki, które gotowe były zrobić nam drobne zakupy, to Ewa, która przyszła do nas w odwiedziny (ale tak szybko, jak weszła, tak szybko - zorientowawszy się w sytuacji - wyszła z sali), to jakaś pacjentka z sali obok, która się dowiedziała od pielęgniarek, że "Tutaj tworzą się przepiękne kartki" i właśnie w tej chwili chciała te kartki sobie pooglądać...

Nie dało się zmrużyć oka... a gdy wreszcie błogi sen ogarnął mnie i gdy zasnęłam... wybiła 16:30 i metalowy wózek z kolacją wtoczył się wołając głosem pani Krysi: "Cześć laseczki! pasztet dzisiaj mam dla was, bierzecie, czy nie?"... ech... nie było już więcej spania...

Usiadłam na łóżku, przysunęłam do siebie szpitalną szafkę i zabrałam się za moje karteczki... Tak minął mi cały dzień i kolejna sobota odhaczona... Kolejnych kilkanaście karteczek zrobionych, a wszystko to na Chwałę Pana! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz