piątek, 4 kwietnia 2014

Odwiedziny...

Od rana trwało oczekiwanie na przyjazd Dominika. A gdy wreszcie przyjechał - zaraz szybko musiał wracać do domu, do dziewczynek... Wszystko to takie zawsze zdaje się być chwilowe, ulotne. Cały tydzień czekania i gdy wreszcie następuje to wielkie wydarzenie - już jest po wszystkim szybciej, niż byśmy się tego oboje spodziewali...

Poranek, godzina 7:20. Do sali wchodzi pani doktor, która właśnie skończyła swój nocny dyżur. Bada mnie, osłuchuje, potem zadaje jakieś pytania, ale ja jeszcze nie do końca obudzona odpowiadam jej zdawkowo, by chwilę później usłyszeć: "Dziękuję, to do zobaczenia w poniedziałek".

Wychodzi, a ja ze spokojem 'dosypiam' jeszcze choć parę minut... O 8:10 słucham w radiu godzinek i całą tą poranna modlitwę ofiaruję w intencji dobrego dnia dla naszych dzieci... Bo kiedy ich tata uszczęśliwia mnie swoją obecnością, to jednocześnie zasmuca ich malutkie oblicza swoim nie-bywaniem...

To zawsze będzie dla mnie strasznie trudne do udźwignięcia, bo wiem jak bardzo za nim tego dnia tęsknią i wiem dobrze, jak bardzo się cieszą, kiedy wraca...

Uwielbiam słuchać w telefonie tych wszystkich jego powrotów do domu, kiedy Hania rzuca mu się na szyję i mówi: "Wiesz tatusiu, tęskniłam za Tobą dzisiaj..." W tym jednym zdaniu zawiera się cała kwintesencja rodzicielstwa. I cała moc zawarta jest w tym jednym zdaniu...

Czasem pyta go po powrocie: "Tatusiu, a co masz dla mnie?" - wtedy wystarczy garść żelków wydobytych z dna kieszeni... i cała radość powraca!

Albo Alunia... jak ona się cieszy, kiedy zobaczy Dominika! Od razu słychać, jak radośnie zaczyna gaworzyć... opowiada Mu wtedy jak jej minął dzień, troszkę się pożali, że długo Go nie widziała, ale nie to jest już najważniejsze... Najważniejsze, że tatuś znowu jest z razem w domu...

I co by nie mówić... jestem spokojniejsza i szczęśliwsza, kiedy dziewczynki mają Go całego dla siebie, niż kiedy ja mam Go tylko na chwilę... Trudne to wszystko, bardzo bolesne... i przede wszystkim patologiczne :(


Dziś Dominik odebrał ode mnie 40 sztuk karteczek wielkanocnych i jeszcze tego samego dnia przekazał je Ewie P., która to zajęła się ich dystrybucją po Domowym Kościele :) Bardzo Ci Ewo dziękuję! Więc jeśli ktoś z Was chciałby wejść w posiadanie takiej karteczki to jest to możliwe właśnie za sprawą Ewy.

Wieczorem, bardzo już zmęczona, ale bardzo szczęśliwa - zasypiam, choć w moim gardle zaczyna się dziać coś bardzo, bardzo niedobrego...

2 komentarze: